HMŚ 2014. Skok po medal. Za te wszystkie nieszczęścia

Jeśli w niedzielę tyczkarka Anna Rogowska zdobędzie w swoim Sopocie złoty medal halowych mistrzostw świata, zasłuży też na tytuł mistrzyni świata w determinacji. Początek konkursu w niedzielę od 15. Transmisja telewizyjna w TVP Sport i Eurosporcie.

"Do 10 marca nie odbieram telefonu" - nagrał na sekretarce komórki Jacek Torliński, mąż i trener 33-letniej Rogowskiej. I od razu wiadomo, jaki poziom emocji zapanował w tym sportowym związku. Anna jest liderką tegorocznej światowej listy tyczkarek. W lutym w Gandawie skoczyła 4,76 m i stała się faworytką konkursu w Ergo Arenie, oddalonej o pół godziny spacerkiem od jej pięknego, leśnego stadionu w Sopocie, na którym spędziła ostatnie 14 lat sportowego życia.

Byłoby to coś w rodzaju zadośćuczynienia, bo jeśli chodzi o najważniejsze zawody, Annę - rekordzistkę Polski sprzed równo trzech lat (4,85 m, w sumie aż 16 razy biła rekord Polski) - często prześladują nieszczęścia. Są one związane z zaskakująco długotrwałymi skutkami kontuzji. Gdy już jakąś złapała, nie mogła dojść do siebie. Dwie najważniejsze miały miejsce rok przed igrzyskami w Pekinie w 2008 roku i Londynie w 2012.

W czerwcu 2007 roku tyczkarka i trener wrócili z długiego zgrupowania w Wołgogradzie, gdzie rozwijał się talent Jeleny Isinbajewej. Doradzał im tam były trener gwiazdy Jewgienij Trofimow. Oboje byli bardzo zadowoleni, zapowiadali wysokie loty. Jednak wkrótce po powrocie zaczęły się kłopoty. Ania uszkodziła naskórek wnętrza dłoni. Kontuzja właściwie drobna, ale przerwa w skakaniu spowodowała niepewność. Przyszły nieudane konkursy i nieudane treningi. Powodem był klej, którego Rogowska zaczęła używać. Tyczkarze czasem smarują nim dłonie, aby mieć jak najpewniejszy chwyt. Wcześniej Rogowska używała magnezji, lecz ta nie zapewnia przyczepności na przykład podczas deszczu.

Jednak zbyt mocny klej - notabene taki sam, jakiego używała Isinbajewa - osłabił naskórek, który w końcu pękł. Rosjanka, była gimnastyczka na przyrządach, miała wnętrze dłoni stwardniałe, niewrażliwe na tarcie i rwanie. Rogowska, była płotkarka, nie. Dwa lata były właściwie stracone - w tym mistrzostwa świata w Osace, w których była ósma, i igrzyska w Pekinie, gdzie była dziesiąta.

Doszła do siebie. Zdobyła złoty medal w Berlinie w 2009 roku, gdy dominatorka Isinbajewa nie zaliczyła żadnej wysokości. Kariera nabrała tempa - Polka zdobywała medale w halowych mistrzostwach świata w Dausze i halowych mistrzostwach Europy w Paryżu. Znów mogła marzyć o medalu na igrzyskach olimpijskich, swoim drugim po zaskakującym brązie w Atenach w 2004 roku. Mówiła o pięciometrowych skokach, zaraz na początku 2011 roku dotarła już do 4,85 m.

I wtedy znów przyszło nieszczęście. Na zawodach w Sopocie w czerwcu 2011 roku podczas skoku złamała się tyczka i rozcięła zawodniczce głęboko skórę na dłoni. Potrzebne były szwy, przerwa trwała kilka tygodni. Sytuacja się powtórzyła - na mistrzostwach w Daegu Polka była dziesiąta, na igrzyskach w Londynie nie zaliczyła żadnej wysokości.

Teraz znów mamy fazę rozpędu. Rogowska - miłośniczka wyrzutów adrenaliny w organizmie, gdy tylko może, skacze ze spadochronem lub nurkuje - jest zdrowa, więc nie powinna istnieć wysokość, która ją przestraszy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.