Cierpienia Młodej Ekstraklasy

Zaimportowano ją z Włoch, rozpoczęto z rozmachem, zaniedbano i porzucono. Istniała sześć lat. 1 czerwca oficjalnie znikła, od przyszłego sezonu zastąpi ją Centralna Liga Juniorów

O Młodej Ekstraklasie naprawdę głośno zrobiło tylko raz - w lutym 2012 r., gdy do internetu trafił filmik z młodymi piłkarzami Lecha Poznań, którzy rozebrani do majtek tańczyli na zorganizowanej przez siebie libacji w akademiku. Filmik obejrzały w sieci setki tysięcy osób.

Choć Ekstraklasa SA na rozwój rozgrywek wydała w sumie 6 mln zł, kibice się nimi nie interesowali. Na spotkania przychodziło z reguły po kilkadziesiąt osób, nie pomogły transmisje telewizyjne - w sezonie 2010/11 jeden mecz MESA w kolejce pokazywała stacja Orange Sport.

Trenerzy i eksperci narzekali na poziom. Szkoleniowiec mistrzowskiego Śląska Orest Lenczyk nazywał ją "dziadostwem", a prezes PZPN Zbigniew Boniek uważał, że te rozgrywki "są bez sensu".

I w końcu, z pomocą prowadzącej je spółki Ekstraklasa SA, doprowadził do ich likwidacji.

Jak we Włoszech

Młodą Ekstraklasę stworzono sześć lat temu na wzór włoski. W założeniach miała być zmodyfikowaną wersją tamtejszej Primavery, czyli rozgrywek młodzieżowych, stanowiących zaplecze Serie A. Pomysł utworzenia takich zmagań w Polsce ze stażu w AS Roma przywiózł obecny trener Górnika Zabrze Adam Nawałka, a w życie wprowadził go Bogdan Basałaj - najpierw prezes Wisły Kraków, a potem dyrektor zarządzający Ekstraklasy SA.

W założeniach Młoda Ekstraklasa miała być przeznaczona głównie dla polskich piłkarzy w wieku 16-21 lat. Przy czym trenerzy mogli wystawiać do składu trzech zawodników starszych, w tym obcokrajowców. Mecze toczyły się według terminarza seniorskiej ekstraklasy, z tym że jeżeli dorosły Lech grał z Legią w Poznaniu, to młodzi piłkarze obu klubów dzień później rywalizowali w Warszawie.

Podkreślano, że dzięki nowej lidze kluby naszej elity zostaną zmuszone do lepszego szkolenia zawodników i wzmożonego skautingu. Poza tym młodzi piłkarze mieli mieć lepsze warunki do rozwoju. Zamiast jak dawniej rywalizować w meczach rezerw na kartofliskach w niższych ligach, powinni występować na płytach najlepszych stadionów w kraju. Zamiast przez większość sezonu obijać amatorskie klubiki jak w regionalnych ligach juniorów, co tydzień mieli mierzyć się z równymi sobie.

Przede wszystkim wierzono, że zawodnicy skupią się na doskonaleniu umiejętności, a nie osiąganiu wyników.

Z Młodej Ekstraklasy nie można było przecież spaść - obecność w niej była uwarunkowana sytuacją pierwszej drużyny. Nawet w regulaminie napisano, że rozgrywki mają charakter szkoleniowy.

W tle było też nienarażanie nastoletnich graczy na korupcję, bo wcześniej w niższych ligach meczami handlowano przecież na potęgę.

- Ogólna koncepcja Młodej Ekstraklasy była bardzo dobra, a założenia słuszne. Niestety, polskim zwyczajem życie wszystko zweryfikowało. Przy tym przedsięwzięciu zabrakło nam chyba cierpliwości i determinacji - ocenia trener Michał Globisz, który z polskimi reprezentacjami młodzieżowymi zdobywał medale mistrzostw Europy.

Ze Śląskiego na wieś

Pierwszy mecz Młodej Ekstraklasy rozegrano w 2007 roku na Stadionie Śląskim. Spotkanie otwierał sam Gerard Cieślik. W kolejnych sezonach często zdarzało się jednak, że kluby wysyłały młodych zawodników na peryferyjne boiska. Jak twierdzili działacze, organizowanie spotkań na głównych stadionach jest drogie, a młodzi piłkarze niszczą murawy.

Bywały więc kolejki, gdzie najwyżej jedno spotkanie odbywało się na głównym klubowym obiekcie. W tym sezonie z powodu stanu jednego z warszawskich boisk kontuzji w meczu z Polonią doznał gracz Młodego Śląska i wściekli wrocławianie apelowali, by obiekt zamknąć. Poza tym dla wielu klubów rozgrywki Młodej Ekstraklasy były jedynie budżetowym obciążeniem. Widzew w pierwszym sezonie w ogóle nie zgłosił drużyny do rywalizacji, beniaminkowie tworzyli drużyny na ostatnią chwilę. Zamiast profesjonalnego skautingu mieliśmy spędy młodych piłkarzy z regionu, nazywane ładnie castingami.

Trenerzy pierwszych zespołów rozgrywki traktowali jak kompanię karną dla zawodzących gwiazd albo przechowalnię po nieudanych, często zagranicznych transferach. W ten pierwszy sposób do rywalizacji z młodymi zawodnikami zmuszeni zostali m.in. Euzebiusz Smolarek (Polonia), Maciej Iwański, Piotr Giza i Jakub Wawrzyniak (Legia) czy ostatnio Dawid Nowak z GKS-u Bełchatów. Z młodymi polskimi piłkarzami grali Peruwiańczyk Anderson Cueto (Lech), Hiszpan Mikel Arruabarrena (Legia) czy Holender Johan Voskamp (Śląsk). Wszyscy zarabiający po kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie.

- Młoda Ekstraklasa miała być dla zawodników młodych, juniorów. Tymczasem potraktowano ją jak rozgrywki dla starszych piłkarzy i obcokrajowców. Doskonale pamiętamy, że w paru klubach działał system kar oparty na zesłaniach do Młodej Ekstraklasy. To rozgrywkom nie pomogło - ocenia Globisz

Żeby uszczypnęli

Nade wszystko jednak Młodej Ekstraklasie zaszkodziło to, co miało być jej największym atutem - brak presji wyniku. Kluby do rozgrywek nie przywiązywały większej wagi, z czasem spowszedniały one samym piłkarzom.

- Młoda Ekstraklasa to sztuczny twór, tam nie ma prawdziwej rywalizacji. Dla młodych piłkarzy naturalną akademią powinno być granie w II czy III lidze, gdzie doświadczony senior czasem ich uszczypnie, a czasem szarpnie, kopnie - oceniał Bogusław Kaczmarek, trener Lechii Gdańsk.

- Kiedy pierwszy raz graliśmy w Młodej Ekstraklasie, rajcowało nas samo rywalizowanie z Legią czy Lechem. W dłuższej perspektywie lepiej jest walczyć o punkty. Mieć przed sobą wizję awansu czy świadomość walki o utrzymanie - uważa Kamil Biliński, w barwach Śląska najlepszy strzelec w historii rozgrywek, a obecnie napastnik litewskiego Żalgirisu Wilno. - W takiej II czy III lidze młodzi zawodnicy często muszą wziąć na siebie odpowiedzialność za wynik. To lepsze dla ich rozwoju.

Przypadek Bilińskiego jest zresztą dla losów ligi dość znamienny. W Młodej Ekstraklasie robił, co chciał, w jednym sezonie zdobył aż 21 goli. Mimo to nie przebił się do pierwszej drużyny Śląska. W ekstraklasie zdobył tylko jedną bramkę. Formę odnalazł dopiero w II-ligowej Wiśle Płock, a przede wszystkim w Żalgirisie.

Podobną drogę przeszedł również Jakub Kosecki, który w Młodej Legii grał dobrze, ale gwiazdą pierwszej drużyny został dopiero po okrzepnięciu w ŁKS-ie Łódź czy Lechii Gdańsk.

Za modelowy z punktu widzenia założeń szkoleniowych można za to uznać przykład Artura Sobiecha. W pierwszym sezonie istnienia młodej ligi został jej wicekrólem strzelców, a potem stopniowo wchodził do składu seniorskiego Ruchu. Z Ruchu został sprzedany do Polonii, a potem sprowadzony przez Hannover. Gra w reprezentacji Polski.

Z piłkarzy ocierających się dziś o kadrę Waldemara Fornalika w Młodej Ekstraklasie grali również: Ariel Borysiuk, Dominik Furman, Łukasz Teodorczyk czy Paweł Wszołek. Z zespołami Młodej Ekstraklasy wcześniej pracowali zaś także trenerzy Mariusz Rumak z Lecha Poznań, Radosław Mroczkowski z Widzewa Łódź, Piotr Stokowiec z Polonii Warszawa czy Tomasz Kulawik z Wisły. Więcej ich już nie będzie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.