Australian Open. Wszystkie grzechy Azarenki

Wiktoria Azarenka i Na Li zagrają w kobiecym finale Australian Open. Chinka pokonała Marię Szarapową, a Białorusinka - Sloane Stephens, ale zdaniem większości dziennikarzy w kluczowym momencie zachowała się nieuczciwie.

Piątek rano pełen tenisa! Około 7.30 Matkowski wraz z Peschke powalczy o finał, a o 9.30 Djoković zmierzy się z Murrayem. Ściągnij aplikację Sport.pl LIVE na Androida i nie przegap niczego

Takiego ataku mediów na tenisistkę w Wielkim Szlemie nie było chyba nigdy. Konferencja prasowa liderki rankingu po półfinałowym zwycięstwie 6:1, 6:4 nad 19-letnią Stephens przypominała przesłuchanie podejrzanej o przestępstwo. Czy przeprosisz? Czy to było niesportowe zachowanie? Dlaczego to zrobiłaś? - pytali reporterzy.

O co poszło? Azarenka wygrała pierwszego seta, w drugim też kontrolowała przebieg wydarzeń na korcie, a przy stanie 5:3 serwowała, by wygrać mecz. Stephens stawiała jednak twardy opór, Białorusinka najwyraźniej się zestresowała i mimo pięciu meczboli nie umiała skończyć spotkania. Przegrała serwis, zrobiło się 5:4, mecz wciąż był otwarty, a uskrzydlona Amerykanka mogłaby ruszyć do kontrataku.

Ale nic takiego nie nastąpiło, bo Białorusinka usiadła na krześle i nagle stwierdziła, że coś ją rozbolało. Na kort przyszła fizjoterapeutka, potem lekarz i Azarenka wzięła tzw. medical timeout. Na 10 minut zniknęła z kortu. Gdy wróciła, Stephens, zupełnie wybita z rytmu, przegrała serwis i mecz.

Tuż po zwycięstwie w udzielanym na korcie wywiadzie dla australijskiej telewizji Białorusinka powiedziała, że prawie "odpłynęła", marnując meczbole. - Gdybym przegrała, byłby obciach roku. Strasznie mnie to mentalnie przytłoczyło - rzuciła wesoło.

Na konferencji prasowej do śmiechu już jej jednak nie było, bo dziennikarze oskarżali ją o niesportowe zachowanie, że przerwę medyczną wzięła w kluczowym dla rywalki momencie.

"Pogwałcenie zasad fair play", "Nieuczciwe zwycięstwo" - pisały portale internetowe od USA po Australię. "Azarenka powinna zostać zdyskwalifikowana" - grzmiał felietonista Huffington Post, a fachowcy tenisowi nawoływali, by zmienić zasady udzielania przerw medycznych.

Azarenka na konferencji tłumaczyła, że rozbolało ją żebro, że coś ją "zatkało" w plecach. - Poczułam to już przed 5:3, ale myślałam, że przejdzie - mówiła. - Dlaczego nie powiedziałaś, że cię bolało, w wywiadzie dla telewizji? - dociekał dziennikarz. - Źle zrozumiałam pytanie, myślałam, że pytają o cały mecz - wiła się Azarenka. W końcu stwierdziła, że widocznie żebro, które odebrało jej oddech, spowodowało też atak paniki.

Czy przeprosi Stephens? - Za co? Mogę przeprosić za to, że przerwy medycznej nie wzięłam od razu. Ale nie odpowiadam za to, ile czasu trzeba, by zająć się urazem - odparła.

Na szczęście dla niej Stephens nie miała pretensji. - Kocham Vikę, mamy tego samego menedżera - żartowała.

Atak mediów na Białorusinkę nie jest jednak przypadkowy. Historia jej dziwnych urazów, które jednak nie przeszkadzały w wygrywaniu, jest długa. W lutym zeszłego roku w Dausze o symulowanie kontuzji oskarżyła ją Agnieszka Radwańska. - Niby boli ją kostka, ale tylko między wymianami. Gdy musi biegać za piłką, jest zdrowiusieńka. Takie zachowanie to nie jest dobra reklama tenisa, straciłam do niej szacunek - powiedziała Polka.

Wiosną 2012 r. Azarenka przyleciała do Rzymu, wygrała jeden mecz, a potem się wycofała, zasłaniając się przewlekłym urazem. - To trochę dziwne, że jak ktoś jest kontuzjowany, to lata po turniejach, zamiast siedzieć w domu, żeby się wyleczyć - ironizowała Maria Szarapowa. W kuluarach spekulowano, że Azarenka przyleciała tylko po to, żeby zgarnąć premię. Jako liderka rankingu dostaje pod koniec sezonu od WTA milion dolarów ekstra, pod warunkiem że zagra we wszystkich dużych imprezach.

Między Szarapową o Azarenką iskrzyło zresztą kilka razy. Internauci wyczytali kiedyś w telewizyjnej powtórce z ruchu warg Białorusinki, że mijając Rosjankę przy siatce, powiedziała: "Ty suko". Zrobił się skandal. - Mówiłam do siebie, byłam wściekła, że źle gram - wyjaśniała Azarenka.

"Ze względu na swoją osobowość nigdy nie będzie lubianą liderką. Ma w sobie coś awanturniczego, wojowniczego, co w połączeniu z jej krzykliwym tenisem odpycha wielu fanów" - podsumował Tennis.com.

Ale jest też druga strona medalu - niektórzy sądzą, że ten zawadiacki styl napędza tenis Azarenki. Być może dzięki niemu wygrywa.

W drugim półfinale Chinka Li niespodziewanie zatrzymała Marię Szarapową (6:2, 6:2). Rosjanka w tym roku wygrywała łatwo, okazało się, że za łatwo. Gdy pierwsza rywalka się postawiła, jej tenis stał się chwiejny i zaczęła pudłować. Dla Li to drugi finał Australian Open. Faworytką w sobotę jednak nie będzie, bo Azarenka wygrała cztery ostatnie starcia, ale po tym, co stało się w półfinale, na pewno nie będzie miała za sobą kibiców na Rod Laver Arena.

Novak Djoković łatwo uporał się z Davidem Ferrerem (6:2, 6:2, 6:1) i został pierwszym finalistą. Serbowi najwyraźniej pomógł pięciosetowy dreszczowiec ze Stanislasem Wawrinką w IV rundzie. Odkąd śmierć zajrzała mu w oczy, znów jest pewny siebie i bezlitośnie skuteczny.

W piątek o 9.30 klasyk Roger Federer - Andy Murray. Spotkali się już 19 razy, 10 pojedynków wygrał Szkot, ale ostatni - w listopadzie na Masters w Londynie - Szwajcar.

Więcej o:
Copyright © Agora SA