Piłka nożna. Cały świat ratuje hiszpański klub, czyli jak zostaliśmy współwłaścicielami Oviedo

Tak samo jak tysiące innych fanów piłki nożnej, niekoniecznie związanych emocjonalnie z tym trzecioligowcem, w którym wychowywali się aktualni mistrzowie Europy i świata. Zareagowaliśmy na wołanie o pomoc.

Całą wieczność temu, gdy do napisania listu potrzeba było papieru, a nie klawiatury, mało kto wołanie Oviedo by usłyszał. W erze życia przeniesionego do mediów społecznościowych usłyszały je setki tysięcy, może nawet miliony ludzi. I to z całego świata. Sporą siłę rażenia miewa nawet pojedynczy użytkownik Twittera - jak Sid Lowe, ćwierkający po angielsku korespondent "Guardiana" z Hiszpanii, który spędził rok w Oviedo w trakcie studiów i od kilku tygodni kolportuje najdrobniejsze informacje o modlącym się o ocalenie klubiku (oznakowuje je tzw. hashtagiem o treści #SOSRealOviedo). Stale śledzi jego wpisy sto tysięcy osób, wiele z nich przekazuje je dalej... Temat podchwyciło też mnóstwo innych internetowych bytów - od witryn bardzo oficjalnych po blogi bardzo nieoficjalne, acz popularne.

Żeby przetrwać, Oviedo musi do 17 listopada zebrać dwa miliony euro. Jeśli nie zdoła, zostanie zlikwidowane. Ostatnią szansą jest sprzedaż akcji wycenianych 11,50 euro za sztukę.

Problemy zaczęły się 11 lat temu, gdy klub zleciał do drugiej ligi. Choć kluby zarabiają tam zdecydowanie mniej niż w Primera Division, szefowie Oviedo zatrzymali największe gwiazdy i wciąż wynagradzali je na poziomie pierwszoligowym. Gdy nie udało się błyskawicznie wrócić do najwyższej klasy, zaczęła się rozpaczliwa wyprzedaż. Bezskuteczna. Klub nadal ledwie dyszał finansowo.

Spadł do trzeciej ligi, ale zanim rozpoczął się sezon, został zdegradowany do czwartej. Karnie, za niewypłacanie pensji piłkarzom, którzy poskarżyli się związkowi zawodowemu (przypadek bezprecedensowy w historii hiszpańskiego futbolu). Od tamtej pory drużyna nie zbliżyła się nawet do drugiej ligi, obecnie zajmuje piąte miejsce w trzeciej. Kibiców jednak nie straciła, przed sezonem rozeszło się aż 15 tys. karnetów.

To rekordy na tym poziomie rozgrywek, ale Oviedo ustanowiło ich więcej, czym chwali się na stronie internetowej - tam, gdzie prosi o wsparcie. "Kupując akcje, praktycznie przekazujecie dotację. Prawdopodobnie nic na tym nie zarobicie, wartość waszych akcji raczej nie wzrośnie. Wierzymy jednak, że uratowanie klubu z piękną historią jest tego warte" - czytamy.

Ta historia rozpoczyna się w latach 30. Prowincjonalna drużyna podbiła wówczas ligę stylem gry ofensywnym i tak szybkim, że jej pięciu napastników przeszło do historii jako "atak elektryczny" (Isidro Lángara trzy razy z rzędu został najlepszym strzelcem ligi). Oviedo nigdy nie zdobyło żadnego trofeum. W Primera Division spędziło 38 sezonów, w tabeli wszech czasów zajmuje 17. miejsce, na początku lat 90. zdołało zakwalifikować się do Pucharu UEFA.

Najnowsze zasługi to wychowanie kilku gwiazd i gwiazdek europejskiego futbolu, wyeksportowanych niedawno do angielskiej Premier League, które też nagłaśniają dziś krytyczną sytuację klubu i apelują do kibiców, by uratowali go przed likwidacją.

Mistrz świata i Europy Juan Mata z Chelsea mówi o sobie "oviedista", mistrz Europy Santi Cazorla z Arsenalu opowiada, że herb Oviedo nosi w sercu. - Ten klub jest dla mnie wszystkim - dodaje Michu, rozgrywający Swansea, który przyleciał na Wyspy latem i natychmiast stał się jego czołowym snajperem (najlepszemu Robinowi van Persiemu ustępuje o dwa gole). - Oczywiście wszyscy kupiliśmy akcje, ale nie powiemy, za ile. Przed transferem czytałem, że dziesięć lat temu Swansea również miało kłopoty. Wtedy pomogli mu kibice i dziś gra w Premier League, potrafi wygrać z Liverpoolem na Anfield. Mam nadzieję, że historia Oviedo skończy się tak samo - mówi Michu.

"Aukcja" trwa od 3 listopada. Kto zaangażował się w ratowanie klubu przed wieczorem poprzedniej soboty, był za darmo zaproszony na ligowy mecz z Realem Madryt C. Do niedzieli klub zebrał 800 tys. euro - większość od ludzi kupujących pojedyncze akcje. My kupiliśmy je na potrzeby artykułu, by łatwiej było śledzić, co będzie się działo w przyszłości. Jeden z nas nabył trzy, a drugi cztery, co umożliwia już wzięcie udziału w klubowym zjeździe.

To jedyny klub sportowy, którego jesteśmy współwłaścicielami.

Ale ratować Oviedo, choćby symbolicznie, postanowili również inni polscy kibice, o czym dowiedzieliśmy się oczywiście z Twittera. Fani kupują realne udziały, a potem chwalą się tym w wirtualnym świecie. Ludzie z całego świata - od fanów amerykańskiego Portland Timbers, przez meksykańskiego bramkarza Ajaccio Guillermo Ochoę, po Real Madryt. Mistrzowie Hiszpanii wydali na akcje 100 tys. euro i przekazali je lokalnym władzom. Bramkarz reprezentacji Iker Casillas podarował koszulkę na licytację. Wspomniany Sid Lowe cytuje anonimowych kibiców Arsenalu, którzy mówią: "Oni dali nam Cazorlę [najlepszego wśród londyńczyków w tym sezonie], powinniśmy dać im coś w zamian".

Klub nieudolnie i nieostrożnie zarządzany odwołał się - za pośrednictwem nowego zarządu złożonego raczej z kibiców niż typowych działaczy - do kibicowskich sentymentów. I być może za menedżerską nieodpowiedzialność szefów nie zapłaci bankructwem. Na razie Oviedo ma współwłaścicieli w 50 krajach.

Jak zostać akcjonariuszem Realu Oviedo?

Udziały klubu można kupić niezależnie od miejsca zamieszkania. Jedna akcja kosztuje dokładnie 11,5 euro. Poprzez stronę internetową można zamówić od jednej do dziesięciu akcji oraz pakiety 30, 50, 70 lub 90 akcji. Zapłaty dokonuje się poprzez platformę płatniczą PayPal.

Akcjonariuszom spoza Hiszpanii klub gwarantuje darmowe bilety na domowe mecze zespołu. Więcej informacji na stronie Yo Soy Real Oviedo (strona w języku angielskim).

Więcej o:
Copyright © Agora SA