Wimbledon. WTA chce zamienić krzyki w szepty

Stacey Allaster, czyli szefowa kobiecego tenisa spróbuje zamknąć usta jęczącym na korcie tenisistkom. - To mądry plan - mówi Maria Szarapowa, która krzyczy najgłośniej - jak lądujący odrzutowiec.

Wimbledon:  &nbspIII runda mężczyzn ?   &nbspIII runda kobiet ? 

Kilka lat temu jedna z brytyjskich gazet zabrała na korty Wimbledonu urządzenie do mierzenia poziomu hałasu. I przy jego pomocy oszacowała, że Szarapowa, odbijając piłkę ryczy z mocą ponad 90 decybeli. Niewiele większy hałas wydają z siebie silniki jumbo jeta. Z podobną mocą jęczą Viktoria Azarenka, Serena Williams i kilkadziesiąt innych tenisistek.

Od lat na pokrzykiwanie narzekają kibice. Dla wielu to największa przeszkoda w śledzeniu kobiecego tenisa. Brad Gilbert, były trener Andre Agassiego, za każdym razem, gdy pisze na Twitterze o Agnieszce Radwańskiej, podkreśla, że lubi ją także dlatego, że Polka nie jęczy na korcie. Wielokrotnie zdarzały się przypadki, gdy tenisistki skarżyły się u sędziów, że decybele wydobywające się z ust rywalek, im też przeszkadzają grać. Najwięcej kontrowersji budziła Portugalka Michelle Larcher de Brito. - Na meczach wrzeszczy oszalała, ale na treningu jest cicha jak myszka - mówiła Radwańska.

Popularna jest teoria, że to amerykańskie akademie tenisowe nauczyły tenisistki krzyczeć, żeby deprymować rywalki. Szarapowa, Azarenka i de Brito wywodzą się właśnie z nich. Martina Navratilova od zawsze podkreślała, że jęczenie to oszukiwanie. M.in. dlatego nie miała nigdy wiele szacunku dla Moniki Seles.

Poprzednie władze WTA przymykały oko na problem. Dopiero obecna szefowa Stacey Allaster dostrzegła, że jęczenie stanowi zagrożenie, bo psuje wizerunek. Jeśli choć kilkanaście procent widzów odwraca się od tenisa ze względu na hałas, to jest to wymierna strata telewizyjnej oglądalności, a więc także pieniędzy.

Allaster zaczęła rozmawiać. Z tenisistkami, z trenerami, z przedstawicielami akademii tenisowych. Wiadomo, że z medycznego punktu widzenia, okrzyki nie mają nic wspólnego z prawidłowym oddechem. Eksperci - trenerzy, fizjologowie i psychologowie - spierali się, czy jęczenie da się wyeliminować. Stanęło na tym, że trzeba spróbować. W ten sposób powstał dalekosiężny plan, o którym WTA poinformowała podczas Wimbledonu. Z wiadomych względów - Szarapowa i Azarenka to obecne rakiety numer jeden i dwa na świecie - wykluczone są gwałtowne ruchy. Jęczące tenisistki nie dostaną kar za przekroczenie limitu decybeli. Przynajmniej na razie. WTA chce jednak zacząć intensywną pracę u podstaw. Do wszystkich juniorskich akademii i federacji narodowych odpowiedzialnych za szkolenie dzieci zostaną przekazane wytyczne dla trenerów, by zacząć edukować tenisistki, że przesadne jęczenie na korcie jest złe. Dzieci mają uczyć się oddychać w taki sposób, żeby w przyszłości w trakcie wymian nie hałasować.

WTA przyznaje, że rewolucja zajmie lata. Sędziowie dopiero w nieokreślonej przyszłości zostaliby wyposażeni w specjalne mierniki (anglosaskie media nazywają je "grunt-o-meters", czyli "jękometrami") i mogliby karać za przekroczenie limitu decybeli.

- Myślimy o przyszłym pokoleniu, ale machina zostaje wprawiona w ruch - stwierdziła Kanadyjka Allaster, uważana za dużo lepszego szefa tenisowej federacji niż mężczyźni kierujący ATP, bo dzięki niej kobiecy tenis już dziś w wielu turniejach przynosi większe pieniądze od sponsorów niż męski. Dziennikarze mówią, że Allaster ma marketingowe wyczucie, jakiego nie mieli jej poprzednicy.

- Hałasuję, bo tak zostałam wychowana, robię to od czwartego roku życia. Nie umiałabym się zmienić. Ale jeśli zaczniemy edukację od dzieci, to w przyszłości pewnie da się coś z tym zrobić. To dobry plan, bo w końcu ktoś zaczął rozmawiać ze wszystkimi, także z zawodnikami, a nie tylko narzekał i używał oklepanych sloganów - powiedziała w czwartek w Londynie Maria Szarapowa. - Nie podoba mi się ten pomysł. W jaki sposób ustalą limit? Od którego momentu jest głośno, do którego jeszcze nie - stwierdziła Serbka Ana Ivanović.

Londyn wciąż w szoku po porażce Nadala

Póki co w Londynie wciąż najgłośniej było o porażce Rafaela Nadala z 100. w rankingu ATP Lukasem Rosolem.- Czasem tak masz, że budzisz się i czujesz, że możesz pokonać każdego. To tak, jakby Czechy B wygrały z Realem Madryt - mówił 26-letni Czech.

Największe kontrowersje wzbudziła sytuacja, gdy Nadal i Rosol zderzyli się podczas zmiany stron przy siatce. Rosol stanął, żeby przepuścić Nadala, a Hiszpan wpadł na niego barkiem. Pytany później o incydent na konferencji, Czech powiedział, że jego zdaniem Nadal zrobił to specjalnie. - Chciał wybić mnie z rytmu, osłabić moją koncentrację, mówił też do mnie różne rzeczy, ale byłem na to przygotowany - stwierdził Czech. - Zaskoczyło mnie, że zrobił coś takiego na korcie centralnym Wimbledonu. Nadal tuż po zderzeniu przeprosił, mówiąc, że wpadł na rywala niechcący, a na konferencji nie chciał wracać do incydentu.

- To prawdopodobnie jedna z największych niespodzianek w historii Wimbledonu. Myślałem, że na trawie, która przecież jest wolniejsza niż kiedyś, Rafa znów dojdzie do finału. Czech był jednak pod każdym względem lepszy od Nadala - powiedział Chorwat Goran Ivanisević, zwycięzca z 2001 r. - Rosol zagrał świetnie, ale kluczowa była jego mowa ciała. Każdym gestem i ruchem pokazywał, że wierzy w zwycięstwo, że się nie boi. Zaprezentował się tak, jak często Nadal w meczach z Federerem. Przytłoczył rywala mentalnie - dodał Ivanisević.

Według brytyjskich mediów porażka Nadala z Rosolem to jedna z największych niespodzianek w historii turnieju. Porównuje się ją do przegranej broniącego tytułu Borisa Beckera w 1987 r. z Australijczykiem Peterem Doohanem albo do zwycięstwa 147. w rankingu ATP Szwajcara Georga Bastla z Petem Samprasem w 2002 r.

Słynne tenisistki i ich piękne kreacje [GALERIA]

Więcej o:
Copyright © Agora SA