Tomasz Frankowski: Młody szybko się regeneruje

- Podium w klasyfikacji najskuteczniejszych strzelców ligi coraz bliżej, dlatego w następnym sezonie chciałbym kontynuować przygodę z piłką - mówi łowca bramek z Białegostoku

W sobotę niespełna 38-letni Tomasz Frankowski strzelił dwa gole w wygranym 2:1 meczu z Górnikiem. To jego 160. i 161. trafienie w polskiej lidze.

Robert Błoński: Niespełna miesiąc temu naciągnąłeś więzadła poboczne kolana. Wydawało się, że w tym sezonie już nie zagrasz, a najczarniejszy scenariusz był taki, że może nawet skończysz karierę. Wróciłeś na boisko szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał, i to w świetnym stylu.

Tomasz Frankowski: Młody organizm szybko się zregenerował. Pierwsze diagnozy nie były pomyślne, ale bardzo dobrze została przeprowadzona rehabilitacja. Świetną, żmudną pracę wykonali fizjoterapeuci z Jagiellonii. Do tego doszła pomoc bioenergoterapeuty, pana Adama z Warszawy. Nie ma co dalej rozwijać kwestii. Ważne, że mimo obaw zagrałem i skończyło się pomyślnie. Przed meczem sugerowałem nawet trenerowi, żeby wpuścił mnie na boisko w drugiej połowie, ale zdecydował, żebym grał od początku. Miał nosa, wszyscy skorzystaliśmy na jego decyzji.

Wróciłeś na boisko w trudnym dla siebie momencie, dlatego gole ucieszyły cię chyba wyjątkowo?

- Trudnych momentów w moim życiu już trochę miałem, więc sobotnie bramki ucieszyły mnie tak samo jak poprzednie. Bardziej ucieszyło mnie zwycięstwo, bo rozegraliśmy dobre spotkanie i wróciliśmy na właściwe tory. Trochę żałuję, że na początku meczu nie padł gol po moim strzale z dalszej odległości. Piłka spadła na siatkę za poprzeczką. Strzał był ładny, techniczny, a w polskiej lidze brakuje pięknych goli. Dlatego trochę mi żal.

Drugiego gola strzeliłeś głową, a mierzysz tylko 172 cm.

- Mimo to ok. 10 proc. wszystkich bramek zdobyłem głową. W sobotę uderzyłem piłkę w kierunku, z którego przyleciała. Takie strzały są dla bramkarzy najtrudniejsze do obrony. Nim piłka do mnie doleciała, miałem chwilę na zastanowienie, jak strzelić. Lewy obrońca dośrodkował precyzyjnie.

Miałeś szansę na trzeciego gola, ale twój strzał z 12 m obronił bramkarz Skorupski.

- Miałem szansę na pierwszy hat trick w koszulce Jagiellonii. Między przyjęciem piłki a strzałem miałem sekundę na zastanowienie. Więzadło, które leczyłem przez trzy tygodnie, czasem mnie pobolewa i trochę się zawahałem, czy mocno uderzyć. Oddałem strzał, który bramkarz obronił. W normalnej dyspozycji byłby silniejszy i piłka wpadłaby do siatki.

W trakcie, kiedy leczyłeś kolano, pojawiła się kwestia twojego nowego kontraktu z Jagiellonią. Możesz wyjaśnić, jaka jest sytuacja? Prezes Cezary Kulesza i trener Tomasz Hajto rzeczywiście nie chcą cię na dłużej w klubie?

- Ciągnie się to jak telenowela. 30 czerwca kończy mi się umowa z klubem, jak wielu innym ligowcom w całej ekstraklasie. W takich przypadkach albo są rozmowy o nowej umowie, albo nie ma. W moim przypadku nikt dotąd nie podnosił tej kwestii, więc kibice i media - myślę, że trochę niepotrzebnie - zaczęli wymuszać na prezesach Jagiellonii deklarację. Klub ma swoją wizję, a ja nie chcę się w to mieszać. Myślę, że - razem bądź oddzielnie - poradzimy sobie w życiu.

Jednak ty nie jesteś pierwszym lepszym piłkarzem Jagiellonii, tylko jej wychowankiem, legendą i najskuteczniejszym strzelcem. Zdobyłeś dla niej 46 bramek.

- Ale cóż ja mogę powiedzieć i zrobić? Nic więcej się nie wydarzyło. Każdy kontrakt kiedyś się kończy.

To spytam inaczej. Do podium w klasyfikacji najskuteczniejszych strzelców w historii ligi brakuje ci sześciu bramek. Czy to oznacza, że zostajesz w lidze na następny sezon?

- Oczywiście, że tak. Nie ukrywam, że im bliżej mi do Gerarda Cieślika, tym chęć kontynuowania przygody z piłką coraz większa. Latem powiększy mi się rodzina i jeśli trochę się waham, to tylko z tego powodu. To na razie niedokończony temat, ale liga gra do początku maja, a nowy sezon zaczyna w sierpniu. W trakcie przerwy rozważę wszystkie za i przeciw gry w piłkę w klubach, z których mam propozycje. Potem zapadną decyzje.

Znaczy, że nie tylko Jagiellonia wchodzi w grę?

- Tak.

Przed drużyną wyjazdowe mecze z Legią i Śląskiem, czyli zespołami, które walczą o mistrzostwo.

- Nie patrzę w czołówkę tabeli. Wiem, że w czołówce jest dużo zmian, kibice się cieszą, bo wciąż nie wiadomo, kto będzie mistrzem. Wiem, z kim i gdzie teraz gramy. Wiem też, ile punktów w tym sezonie wywalczyliśmy na wyjazdach [sześć, najmniej ze wszystkich drużyn]. Remis w Warszawie i Wrocławiu zostanie odebrany jak niespodzianka.

Jagiellonia nie walczy ani o puchary, ani o utrzymanie. Gra wam się łatwiej z tego powodu?

- Nie. Prezesi klubu powiedzieli, że w ostatnich pięciu spotkaniach mamy grać jak najlepiej, bo walczymy o przyszłość i nowe kontrakty. Ci, którzy wypadną słabo, pożegnają się klubem. Dlatego chcemy zająć jak najwyższe miejsce, bo wtedy klub dostanie wyższą premię od sponsora ligi i będą środki na wypłaty.

To znaczy, że meczem z Górnikiem rozpocząłeś walkę o nowy kontrakt z Jagiellonią?

- Od trzech lat pracuję na chwałę białostockiego klubu. Nie ma co ciągnąć tego tematu w nieskończoność.

Czołówka najskuteczniejszych ligowców

1. Ernest Pohl - 186 goli (43 dla Legii, 143 dla Górnika) w 264 meczach

2. Lucjan Brychczy - 182 gole (Legia) w 368 występach

3. Gerard Cieślik 167 goli (Ruch) w 237 meczach

4. Tomasz Frankowski - 161 goli (115 dla Wisły, 46 dla Jagiellonii) w 277 meczach

5. Włodzimierz Lubański - 155 goli (Górnik) w 234 meczach

6. Teodor Peterek - 154 gole (Ruch) w 189 meczach

7. Kazimierz Kmiecik - 153 gole (Wisła) w 304 meczach

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.