Liga Mistrzów. Być jak Barcelona

Wszystkim się wydaje, że drużyna Pepa Guardioli może pobić każdego. Gdy oglądam jej mecze, też mam takie wrażenie - mówi pomocnik Chelsea Frank Lampard. Półfinał Ligi Mistrzów w środę w Londynie, relacja Zczuba i na żywo od 20.45 w Sport.pl.

Ole, ole, ole, ola! Trybuna Kibica zawsze pełna

To hańba. To p... hańba - krzyczał Didier Drogba do sędziego Toma Henninga Ovrebo. Był kwiecień 2008 r., londyńczycy odpadli właśnie w półfinale Ligi Mistrzów z Barceloną. Z Camp Nou wywieźli bezbramkowy remis, na Stamford Bridge prowadzili 1:0, awans do finału odebrał im w ostatnich sekundach Andrés Iniesta.

Chelsea, ale też kibice największego rywala Barcelony - Realu, do dziś utrzymują, że arbiter poprowadził wtedy Katalończyków do finału. Kapitan Johna Terry wyliczył, że jego zespołowi należało się pięć rzutów karnych. Mało kto pamięta, że arbiter mylił się także na korzyść Chelsea, bo bezpodstawnie wyrzucił z boiska Erica Abidala.

Nie ma za to wątpliwości, że Barcelona trenera Guardioli - poza przegranym półfinałem z Interem rok później - nigdy wcześniej, ani nigdy później nie była tak blisko niepowodzenia w fazie pucharowej Champions League. Dopiero pracowała na opinię najładniej kopiącej piłkę drużyny w najnowszej historii futbolu, a londyńczycy od lat uchodzili za faworyta LM.

Dziś ich awans byłby jednak sensacją. Dziś Roman Abramowicz marzy, by stworzyć na drużynę, która dorówna Barcelonie stylem i częstotliwością zdobywania trofeów. Latem za 14 mln funtów wykupił z Porto trenera André Villasa-Boasa, gdy ten obiecał mu, że w trzy lata trawa na Stamford Bridge będzie łudząco podobna do tej na Camp Nou, a nieuzbrojonym okiem nie da się odróżnić jednego zespołu od drugiego.

Portugalczyka już w Londynie nie ma, do końca sezonu drużynę poprowadzi Roberto Di Matteo. Abramowicz marzy, by po nim szatnię przejął Guardiola.

Uwielbienie dla filozofii obowiązującej w Katalonii - być może nieświadome - widać było od pierwszego dnia Rosjanina w Londynie. Planował, że po kilku latach Chelsea przestanie być zespołem opierającym sukcesy na kupowanych za dziesiątki milionów funtów gwiazdach. Rozkazał wybudować "najlepszą piłkarską szkółkę na świecie", na jej siedzibę wydał 11 mln funtów. Nie oszczędzał - to go od Barcelony różni - na utalentowanych dzieciach i nastolatkach z całego świata. Szacuje się, że transfery juniorów kosztowały go ponad 60 mln funtów.

W przeciwieństwie jednak do barcelońskiego źródła, które zdaje się nie wysychać, Chelsea nie może się doczekać na utalentowanych piłkarzy. Najbardziej cenieni wychowankowie, triumfatorzy prestiżowego Pucharu Anglii sprzed dwóch lat, zostali sprzedani, w najlepszym wypadku wypożyczeni. Do starzejących się gwiazd dokupiono więc - znów za dziesiątki milionów funtów - młode gwiazdy, ale utrzymać zespołu na poziomie z pierwszych lat władzy Abramowicza się nie udało.

Barcelona z 13 ostatnich rozgrywek, w których uczestniczyła, wygrała dziesięć. Chelsea z 12 - trzy. Grozi jej nawet wypadnięcie z LM, w lidze do czwartego miejsca traci dwa punkty. Przed rewanżem na Camp Nou nie odpoczną, w sobotę zmierzą się w szlagierze Premier League z Arsenalem. Na ich szczęście tego samego dnia Barcę czeka jeszcze bardziej mordercze El Clásico.

Lampard twierdzi, że jeśli jego zespół zagra równie dobrze, jak w niedzielnym półfinale Pucharu Anglii z Tottenhamem (5:1), może wyeliminować także Barcelonę. - Byłoby to jedno z naszych największych zwycięstw. Nawet jeśli przegramy później w finale - uważa 34-letni pomocnik.

Dla niego, Terry'ego i Drogby może być to ostatnia szansa na zdobycie Puchar Europy. Głównie dzięki tej trójce Chelsea wyeliminowała już Napoli i Benfikę, ale w obu tych pojedynkach bardzo się męczyła. By zatrzymać obrońców trofeum, musiałaby zagrać mecz perfekcyjny, jakiego kibice ze Stamford Bridge nie widzieli od miesięcy. Taki jak cztery lata temu.

Barcelona awansuje do finału? Podyskutuj na forum Sport.pl!  ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.