ME siatkarzy: Rosja pokonana! Jesteśmy kontynentalną potęgą

Takiego sezonu nasza siatkówka jeszcze nie przeżyła. Polacy po raz pierwszy w historii mistrzostw Europy rozprawili się z Rosją, po raz pierwszy w jednym roku dwukrotnie stanęli na podium ważnej imprezy, udowodnili, że są już kontynentalną potęgą

Trener Andrea Anastasi codziennie powtarzał dziennikarzom, że widzi w Europie jeden zespół nietykalny - Rosję. Siatkarzom albo tego nie mówił, albo mu nie uwierzyli.

Rywale zapamiętają mecz o brąz z perspektywy podłogi. Kiedy strzelali do nich Bartosz Kurek z Jakubem Jaroszem, szorowali po całym boisku, ale piłki w decydujących chwilach dopadali rzadko. I pod nawałnicą potężnych ciosów miękli w oczach.

Nasi znów sprawili sensację. Choć drużyna Anastasiego broniła złota - też sensacyjnego - zdobytego dwa lata temu przez drużynę Daniela Castellaniego, to medalowych wzlotów nikt jej nie wróżył. Fachowcy martwili się raczej, czy reprezentacja przygnębiona beznadziejnym występem na Memoriale Wagnera i pozbawiona tłumu czołowych graczy zdoła wypaść choćby przyzwoicie.

Dlatego awans do półfinału przyjęliśmy niemal z entuzjazmem. Entuzjazmem, który w sobotę musiał przygasnąć, bo okazało się, że Polscy weszli w zupełnie inny wymiar. Zderzyli się z przeciwnikami zbyt zaawansowanymi technicznie i taktycznie, by mogli choćby stawić im opór. Na ich zamykającą drogę do finału klęskę

aż przykro było patrzeć.

Anastasi od początku turnieju przedstawiał siebie trochę jak iluzjonistę, który czaruje taktyką, by zamaskować całą prawdę o reprezentacji Polski - ukryć wady, których selekcjoner w swojej drużynie dostrzegał sporo, i wyeksponować atuty, co dotąd polegało głównie na zleceniu rozgrywającemu nadzwyczajnie intensywnej współpracy ze środkowymi oraz skupieniu na defensywie, czyli aktywnym bloku i wybloku.

Tyle że przed półfinałami biało-czerwoni ani razu nie stanęli naprzeciw rywali tak agresywnie serwujących i tak groźnych nad siatką jak Włosi. Te ME ułożyły się tak, że półfinały wreszcie - pod dwóch turniejach poprzednich, supersensacyjnych - obsadziły najpotężniejsze reprezentacje na kontynencie.

I Dragan Travica przyłożył Polakom asem już w pierwszej próbie. A potem nękali ich Cristian Savani i Michał Łasko.

Na znacznie szczelniejszą zaporę niż wcześniej trafili też nasi siatkarze w centrum siatki. Tam od początku turnieju królował 36-letni Luigi Mastrangelo, który wrócił do kadry po przerwie i natychmiast, jak mówią jego partnerzy, tchnął w nią dobrego ducha. Wielu środkowych sylwetkę ma raczej szczudłowatą, tymczasem Włoch to harmonijnie rozwinięty atleta, który manewruje pod siatką z wyjątkową gracją. Przed półfinałem zdecydowanie prowadził w klasyfikacji blokujących, w sobotę jeszcze swój imponujący bilans poprawił.

Piotra Nowakowskiego, jednego z bohaterów poprzednich gier, Mastrangelo zatrzymał - w pojedynkę! - już w pierwszej próbie. I nie był to ostatni raz. Włoch w ogóle wielokrotnie błysnął intuicją, gdy trzeba było reagować błyskawicznie, w dodatku improwizując. Był najlepszy na boisku. Polacy dotąd tego na turnieju nie przeżywali - tym razem wyraźnie ustępowali rywalom w bloku, w inauguracyjnym secie nie zdobyli dzięki niemu ani jednego punktu.

A ponieważ nie zdobyli, stracili swój kluczowy atut na czesko-austriackich ME. Kluczowy także dlatego, że znów rozczarowywał lider drużyny, który miał być jej głównym ogniowym. Bartosz Kurek w pierwszym secie zbijał ze skutecznością 25-procentową, a w drugim 20-procentową. Co zaskakiwało tym bardziej, że rywale wcale nie ostrzeliwali go serwisem - chętniej celowali w Michała Kubiaka.

Dotąd Polacy wygrywali m.in. dzięki przemyślanej taktyce, teraz Anastasi wpadł na Mauro Berruto - godnego siebie rywala, który mówi o swoim turniejowym życiu tak: "Żyję tutaj w tym rytmie, co premier Berlusconi, śpię po cztery godziny na dobę. Tyle że nie uprawiam bunga-bunga, a ślęczę przed komputerem." I pewnie także wskutek jego zarwanych nocy Włosi rozprawili się z biało-czerwonymi po raz trzeci w sezonie.

Wierzyliśmy, że jakimś cudem im się nie uda, bo Anastasi uparcie powtarza, że lubi wygrywać mecze najważniejsze. A poprzednio z rodakami przegrywał w komercyjnej Lidze Światowej oraz towarzysko, dopiero w Wiedniu przyszło wyzwanie rangi mistrzowskiej. Niestety, rywale słabości Polaków obnażyli. Jeśli nasi zbliżali się w punktacji do Włochów, to głównie wtedy, gdy ci sami wyrządzali sobie krzywdę.

Ale wciąż było o co walczyć i polscy siatkarze nie spasowali. W meczu o brąz wreszcie

Z radości skakali pod sufit. Radość polskich siatkarzy (ZDJĘCIA)

 

podokazywał w ofensywie Kurek.

W inauguracyjnym secie toczył chwilami samotną walkę z rywalami, którzy długo wyglądali na wciąż przybitych sensacyjną sobotnią porażką z Serbią. Zdobył dziesięć punktów, jego drużyna objęła prowadzenie.

Wydawało się, że jego szaleństwa nie wystarczą, bo wsparcie długo dostawał mizerne. Jakub Jarosz, w sobotę zaskakująco regularny, tym razem wyglądał na zalęknionego jeszcze przed pierwszym zbiciem. Wyrzucał piłkę w aut, wstrzymywał rękę, psuł atak za atakiem. I nie przetrwał na boisku nawet kwadransa.

Wrócił odmieniony. Gdyby nie jego seryjny ostrzał w ataku i potężne serwisowe petardy, po przegranej drugiej partii Polacy by już by się nie podnieśli. W trzecim secie Jarosz, często oskarżany o mentalną wątłość uniemożliwiającą podołanie wielkim wyzwaniom, zaszokował rywali niespotykaną, 100-procentową skutecznością zbić i uzbierał aż 9 punktów!

Wtedy w ogóle zaczęły się dziać się rzeczy niezwykłe. Wysoki poziom u Rosjan trzymał tylko Maksim Michajłow, a przepychanki nad siatką wygrywał nawet Michał Kubiak, gracz kieszonkowy, mierzący przeciętne w siatkówce 191 cm.

I tak przeżyliśmy pierwszy w historii rok, w którym polscy siatkarze - w lipcu obwieszeni brązem Ligi Światowej - dwukrotnie wdrapali się na podium. Bartosz Kurek, którego talent eksplodował na poprzednich ME, nie został gwiazdą turnieju, ale w boju o medal zasługi miał ogromne. A Anastasi został pierwszym trenerem, który zdobył medal mistrzostw kontynentu z trzema różnymi reprezentacjami.

Teraz przed nim kolejna misja - zdobyć medal na ostatniej ważnej imprezie, z której w ostatnich latach Polacy go nie przyzwozili. Igrzysk olimpijskich.

Tak relacjonowaliśmy Z Czuba i na żywo - Polska pokonała Rosję! ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.