Ostatnie miejsce, kara 5 sekund podczas wyścigu i pierwsze punkty karne w karierze - Robert Kubica (o którego przyszłości, w poniższym materiale wideo rozmawiają Piotr Majchrzak i Michał Gąsiorowski) nie będzie dobrze wspominał niedzielnej rywalizacji o Grand Prix Brazylii. Polakowi w osiągnięciu dobrego rezultatu nie pomógł nawet dobry start, do którego 34-latek przyzwyczaił w ostatnich miesiącach.
Kubica pojedzie w Ferrari? "Jest zainteresowanie" [F1 Sport]
Wspomniane punkty karne kierowca Williamsa otrzymał za zablokowanie Maxa Verstappena, który ostatecznie wygrał wyścig. Podczas 24. okrążenia Kubica zajechał drogę Holendrowi, który wracał z pit-stopu na tor.
Za swój przedostatni start w tegorocznym cyklu GP Polak otrzymał dość surowe noty. Portal planetf1.com przyznał Kubicy notę 5 w 10-stopniowej skali. "Miał cztery pit stopy, był bliski kolizji z Verstappenem, a reszta stawki wyprzedziła o całe okrążenie. GP Brazylii było dla niego kolejną ciężką przeprawą" - czytamy w uzasadnieniu. George Russell, który ukończył zmagania na 12. miejscu, został natomiast oceniony na 7.
"Z miłą chęcią napisalibyśmy o tym, że przedostatni wyścig w wykonaniu Kubicy dał nadzieję na przyszłość. Tak niestety nie było. GP Brazylii potwierdziło tylko, że Polak utknął w koleinie i nie może się z niej wydostać. Oczywiście nie pomogło mu to, że opuścił 1. sesję treningową, oddając miejsce swojemu prawdopodobnemu następcy - Nicholasowi Latifiemu. Nieciekawą sytuację przed wyścigiem pogorszył też wypadek Kubicy podczas sesji popołudniowej, choć trzeba podkreślić, że nie była to jego wina" - tak jazdę Kubicy podsumowali dziennikarze f1i.com przyznając krakowianinowi notę 5.5 (na 10).
"Wyprzedził Russella, jednak później jego partner z drużyny minął go w dość kontrowersyjnych okolicznościach - w momencie, gdy na torze pojawiły się niebieskie flagi" - przypomnieli z kolei dziennikarze gpfans.com, od których Kubica otrzymał kolejną "piątkę".
Ostatni wyścig tegorocznego cyklu GP odbędzie się 1 grudnia w Abu Zabi. Tytuł mistrza świata zapewnił już sobie Lewis Hamilton.