Kierowca z wyobraźnią. Jechał bolidem F1 po czeskiej autostradzie
Na 36. okrążeniu wyścigu o GP Singapuru George Russell został zaatakowany przez Romaina Grosjeana w jednym z zakrętów. Francuski kierowca uderzył w tył bolidu Williamsa prowadzonego przez Brytyjczyka, który próbował zamknąć drogę rywalowi. Partner Roberta Kubicy stracił wtedy panowanie nad swoim samochodem i uderzył w barierę, uszkadzając przód maszyny. Wskutek tego zdarzenia musiał wycofać się z rywalizacji.
Sędziowie wezwali obydwu kierowców na rozmowę po wyścigu, po czym oznajmili, że obaj byli współwinni doprowadzenia do kolizji i zrezygnowali z ukarania któregokolwiek z nich. - Obaj kierowcy pojechali agresywnie, co doprowadziło do zderzenia - napisano w uzasadnieniu ich decyzji. Russell w wymowny sposób skomentował całe zdarzenie w mediach społecznościowych. - Pierwszy DNF (nieukończony wyścig - przyp.red.). To jest do bani - napisał na Twitterze.
Robert Kubica przyznał w rozmowach z dziennikarzami po zakończeniu wyścigu, że zmagał się z kontuzją barku, której doznał w ubiegłym tygodniu. Po piątkowych treningach nie spodziewał się, że zdoła ukończyć rywalizację z powodu bólu, który mu towarzyszył podczas jazdy. - Teraz już mogę to zdradzić. Miałem kontuzję barku. Gdyby ktoś mi powiedział, że przy tym bólu ukończę wyścig... Ale adrenalina zrobiła swoje - powiedział.