- Stało się coś dziwnego, pedał wpadł w podłogę - powiedział Robert Kubica, który na sześć okrążeń przed końcem musiał zjechać do boksów. Został wtedy wyprzedzony przez Romaina Grosjeana, a więc spadł na 17. pozycję. Ostatnią wśród sklasyfikowanych, bo wcześniej z wyścigu odpadli Daniił Kwiat, Kevin Magnussen i Carlos Sainz. Od początku do końca prowadził Charles Leclerc. Ale to nie znaczy, że w niedzielę na słynnej Monzie się nic nie działo. Bo działo się sporo. A zaczęło jeszcze przed wyścigiem, bo z różnych powodów sędziowie ukarali aż czterech kierowców: Lando Norrisa i Pierre'a Gasly'ego, Kimiego Raikkonena i Sergio Pereza. Kubica zaczął więc wyścig nie z 19., a z 15. pola.
Start wyścigu nie zmienił układu na czele, choć Lewis Hamilton ruszył bardzo dobrze i Leclerc musiał się bronić przed jego atakiem w pierwszym zakręcie. Valtteri Bottas również próbował ugrać swoje jadąc po zewnętrznej, ale nic z tego nie wyszło i czołówka pojechała dalej. Vettel, który był nieco za plecami czołowej trójki, został wyprzedzony przez Hulkenberga. I to był zwiastun jego kłopotów.
Kierowca Ferrari odzyskał czwarte miejsce, a w tym czasie u mechaników zjawił się Max Verstappen, by zmienić skrzydło po kontakcie podczas zamieszania w tyle stawki. Do ciekawej walki doszło również pomiędzy Sainzem i Alexandrem Albonem, z której ostatecznie górą wyszedł Sainz, ostro traktując rywala w drugim Lesmo. Daniel Ricciardo chwilę później wyprzedził Hulkenberga i zaczął budować przewagę nad partnerem zespołowym.
Na szóstym kółku doszło do dramatu Vettela. Niemiec popełnił szkolny błąd w Ascari, obrócił się i wyjechał na pobocze. Powracając na tor, niemal wjechał w Lance'a Strolla, który przejechał po jego skrzydle. Stroll tymczasem niemal wjechał w Gasly'ego wracając z pobocza. Obaj otrzymali kary za te incydenty. Dla Vettela była najsurowsza - 10 sekund postoju w boksach, dla Strolla był to przejazd przez aleję serwisową.
Vettel zmienił jeszcze przed karą skrzydło i właściwie jego wyścig się skończył. W czołówce różnice były niezwykle małe, a z tyłu powoli przebijał się Verstappen i Lando Norris. Pierwszy do mechaników zjechał Hamilton i na 20. okrążeniu założył pośrednie opony. Na kolejnym zjechał Leclerc. Ferrari postawiło na twardą mieszankę. Z kolei Bottas pozostał dość długo na torze i dopiero na 28. rundzie zmienił ogumienie. Na tym samym okrążeniu zjechał Sainz, jednak mechanicy McLarena nie popisali się i wypuścili Hiszpana z niedokręconym kołem, kończąc jego udział w rywalizacji. Spowodowało to wirtualną neutralizację.
Kolejną ofiarą usterki był Kwiat, który na trzydziestym okrążeniu tuż po wyjeździe z alei serwisowej musiał zatrzymać się na trawie. Tutaj również zdecydowano się na wirtualną neutralizację. Po tych incydentach rozpoczęła się walka o zwycięstwo pomiędzy Leclerkiem, a Mercedesami. Najpierw naciskał na Monakijczyka Hamilton. Leclerc nawet musiał się bronić wyjazdem na pobocze w pierwszej szykanie, za co dostał biało-czarną flagę.
Ostatecznie jednak to Hamilton popełnił większy błąd i wypadł poza tor, ustępując Bottasowi. Fin miał świeższe opony od Anglika, więc zapowiadało to ostrą walkę o najwyższy stopień podium. Bottas próbował dojść Leclerca, jednak zabrakło agresji, skupienia i woli walki. Typowo dla siebie popełnił kilka błędów, wykluczając się z zasięgu DRS i możliwości walki. Ostatecznie Leclerc spokojnie dowiózł zwycięstwo do mety, wprawiając w euforię tłumy kibiców.
Ostatnie dwa tygodnie dla Leclerca wyznaczyły nową część kariery. Stłamszony dziś Vettel może już się nie podnieść w tym sezonie, a na wyraźnego kierowcę numer jeden wyrasta 21-latek. W kolejnych rundach Ferrari nie będzie miało łatwo wygrać ponownie, ale dwa zwycięstwa Leclerca zdecydowanie ocierają łzy w obozie Ferrari, dla którego było to pierwsze zwycięstwo na Monzy od dziewięciu lat. Więcej o F1 przeczytasz tutaj.