Williams znowu obiektem kpin i żartów. Uratował go innowacyjny inżynier i pieniądze Bin Ladenów. Cykl F1(000)

Oczy całej Polski zwrócone są na Roberta Kubicę i zespół Williamsa, który zalicza kolejny bardzo słaby sezon i znowu staje się obiektem żartów i drwin. Początki Franka Williamsa w Formule 1 były podobne, a obecne wiceszefowa teamu - Claire Williams zdaje się popełniać błędy ojca. Wtedy jednak z pomocą przyszedł Patrick Head, który teraz wraca do Williamsa. Pomogły też kontrowersyjne pieniądze z konsorcjum Bin Ladenów. Założyciel zespołu Frank Williams to z pewnością jedna z najbarwniejszych, ale też najbardziej tragicznych postaci w historii F1.
Zobacz wideo

W najbliższą niedzielę 14 kwietnia odbędzie się jubileuszowy, tysięczny wyścig Formuły 1. W czasie Grand Prix Chin przygotowano specjalne obchody, a my przygotowaliśmy cykl Formuła 1(000), w czasie którego codziennie o 8:00 na Sport.pl i Gazeta.pl będzie można przeczytać o najważniejszych wydarzeniach z historii F1, np. o najpiękniejszym dniu Roberta Kubicy, narodzinach legendy Michaela Schumachera, czy tragicznym wypadku Ayrtona Senny.

Williams należy do tak zwanej Wielkiej Trójki Formuły 1, czyli zespołów, które swoją nazwę wywodzą od nazwisk założycieli. Jednak ostatnie lata są dla tej ekipy pasmem wielkich porażek. Zespół Roberta Kubicy ostatni tytuł mistrzowski zdobył aż 21 lat temu, a wyścigu nie wygrał od 2012 roku (Pastor Maldonado wygrał dla Williamsa ostatnie Grand Prix w Hiszpanii). Mimo to nie można odmówić mu wspaniałej historii - zespół aż dziewięć razy wygrywał mistrzostwo konstruktorów, a jego kierowcy siedmiokrotnie zdobywali tytuły mistrza świata.

Przerabiał samochody i sprzedawał dawnym właścicielom jak nowe

Frank Williams od zawsze był wielkim pasjonatem wyścigów. Chociaż ograniczone umiejętności i brak odpowiednich pieniędzy pozwoliły mu dojść zaledwie do Formuły 3, to w roli szefa zespołu sprawdził się zdecydowanie lepiej. Williams pokonał drogę „od pucybuta do milionera”, chociaż jego początki w wyścigach były po prostu fatalne i zakończyły się odsunięciem od własnego zespołu.

Mimo że Williams pochodził z biednej rodziny, wychowywany był przez samotną matkę (która porzucił pilot RAF-u), to jego pasją zawsze były wyścigi samochodowe. Większość czasu spędzał w garażu. Na swoje starty zarabiał zajmując się handlem używanymi częściami, przerabiał również samochody. – Klienci oddawali mu swoje samochody, on je rozbierał na części, malował, a potem składał. Po trzech miesiącach ludzie dostawali nowe samochody, z nowymi numerami nadwozia, choć tak naprawdę były to te same auta – mówi David Brodie, najlepszy przyjaciel Franka, w dokumencie pt. „Williams”.

Williams symbolem bylejakości

W 1966 roku za odłożone pieniądze powstał zespół Frank Williams Racing Cars, a już trzy lata później drużyna dotarła do Formuły 1. Brak odpowiednich funduszy sprawił jednak, że jego drużyna szybko stała się obiektem kpin i żartów. – Chcesz zmarnować sobie karierę? Idź do Williamsa – można było usłyszeć w środowisku F1 w latach 70. Korzystający z używanych bolidów Brabhama Williams miał jednak żyłkę do interesów i potrafił przekonać włoską firmę De Tomasso, która zainwestowała w jego zespół. Za zaprojektowanie bolidu na 1970 rok wziął się Gian Paolo Dallara, ale samochód okazał się totalną klapą. Jakby tego było mało przyjaciel i współlokator Franka Williamsa, a jednocześnie jego zawodnik nie zdołał ukończyć pierwszych czterech wyścigów, a piąty był dla niego tragiczny. Piers Courage, bo o nim mowa, zaliczył poważny wypadek, który zakończył się śmiercią kierowcy. Williams nie mógł w to uwierzyć i trzy razy pytał organizatora wyścigu Johna Corsmita, czy Piers faktycznie nie żyje. Już nigdy potem nie potrafił tak emocjonalnie związać się z kierowcą.

Podobne emocje przeżywał jednak w przypadku Ayrtona Senny, który w 1994 roku poniósł śmierć na torze Imola, a Williams zgodnie z włoskim prawem został oskarżony o to oskarżony (sprawa została jednak umorzona w 1997 roku). Frank przez długi czas nie mógł pogodzić się ze śmiercią kierowcy, którego chwilę wcześniej sprowadził do swojego zespołu.

Williams wyrzucony z własnego zespołu

Początek lat siedemdziesiątych był fatalny dla Franka Williamsa. Zespół zmagał się z potężnymi problemami finansowymi, nie stać ich było na wypłaty, zawodnicy ścigali się na zużytych oponach, wyrzuconych przez inne ekipy. Brakowało także części zamiennych do bolidów. Jakby tego było mało, znajomy Williamsa Walter Wolf, najpierw zdecydował się na wykupienie długu Franka, a potem całkowicie odsunął go od zespołu. To w nim widział brak umiejętności zarządzania ekipą i główne źródło problemów zespołu. Szokiem dla Franka była jednak zmiana zamków w drzwiach jego garażu i zmiana baneru na frontowej ścianie budynku. Co więcej, nowa-stara drużyna Waltera Wolfa już w pierwszym wyścigu sięgnęła po zwycięstwo w Ameryce Południowej, a dla Franka Williamsa był to początek blisko dwumiesięcznej depresji, podczas której nie wychodził z domu, a roboczy kombinezon zamienił na piżamę.

Patrick Head wraca. Historia zatacza koło

Gdy dziś słyszymy o problemach Williamsa i zwolnieniu, a raczej urlopowaniu Paddy'ego Lowe'a, który był odpowiedzialny za budowę ostatnich dwóch bolidów, a także powrocie 72-letniego inżyniera Patricka Heada trzeba cofnąć się do 1977 roku i powrotu Franka Williamsa do F1. Przyjaciel Williamsa David Brodie pomógł znaleźć pokaźną jak na tamte czasy sumę 185 tysięcy funtów od belgijskiego browaru Belle-Vue, ale warunkiem było zatrudnienie kierowcy Patricka Neve’a. Był to początek drużyny, którą znamy obecnie. Pierwszym poważnym problemem było nazwanie zespołu. Poprzedni team Frank Williams Racing Cars był już niechlubną przeszłością. Założyciele nowej drużyny wzięli kartkę i wypisali swoje propozycje i wspólnie zdecydowali, że nowa historia będzie pisana pod nazwą Williams Grand Prix Engineering Limited, a siedzibą firmy został magazyn, w którym wcześniej przechowywano dywany.

O ile sezon 1977, w którym używano przechodzonego bolidu March 761 nie był dla stajni udany, bo ani razu nie udało się stanąć na podium, to kolejny sezon był już początkiem wielkiego pasma zwycięstw Williamsa. A wszystko za sprawą Patricka Heada, który był odpowiedzialny za budowę nowego podwozia i zarządzanie całym zespołem. Otwartość na innowacje technologiczne i odpowiednie podejście do kierowania drużyną przyczyniło się do pierwszego podium, a worek zwycięstw otworzył się już rok później. Williams nadal nie miał wielkich pieniędzy, ale miał łatwość ich zdobywania. To on wpadł na pomysł postawienia bolidu pod miejscem, w którym często przebywał jeden z bogatych członków arabskiego konsorcjum, a ten szybko złapał wyścigowego bakcyla.

Kontrowersje wokół Bin Ladena

Sponsorowanie przez arabski fundusz Albilad spowodowało jednak duże kontrowersje w świecie Formuły 1. Założycielem konsorcjum był Mohammed bin Laden, czyli ojciec nikogo innego, jak Osamy bin Ladena. Mohammed zmarł jednak w 1967 roku, a biznes został przejęty przez kilku jego synów, którzy kontynuowali dzieło ojca. Trudno dopatrywać się związków Williamsa z samym Osamą bin Ladenem, bo ten jako jeden ze 126 synów Mohameda szybko został wykluczony z rodziny z powodu radykalnych poglądów. Reszta rodziny przeniosła się do Stanów Zjednoczonych i Europy, gdzie kontynuowała rodzinny biznes. Ta część klanu bin Ladenów nigdy nie została oskarżona o powiązania z Al-Kaidą. Mimo to współpraca Williamsa z arabskim konsorcjum budziła po prostu niesmak w ówczesnym świecie Formuły 1. Reklama linii lotniczych Saudi-Arabia na boku bolidu była jednak potężnym zastrzykiem gotówki, który pozwolił na budowę najlepszego w stawce bolidu.

Mimo że lata 1980 i 1981 były dla Williamsa bardzo dobre, bo przyniosły długo oczekiwane zwycięstwa, rywale szybko nadrobili stratę i Williams zaczął przegrywać z Lotusem, McLarenem czy Renault. Rewanż ze strony Patryka Heada przyszedł jednak dość szybko, bo Williams wrócił na zwycięską ścieżkę w latach 1986 i 1987. Niestety już przy mocno zmienionym udziale Franka Williamsa.

Kalectwo i nowy Frank Williams

Frank Williams zawsze kochał prędkość i ta miłość doprowadziła go do kalectwa. Wszyscy współpracownicy Brytyjczyka podkreślali, że jeździł jak szalony, ale nikt nie był w stanie nawet zwrócić mu uwagi. Mimo że przez wiele lat Williams jeździł w wyścigach, w których śmierć była na porządku dziennym, to zawsze bez szwanku wychodził z każdej opresji. Aż do feralnych testów Williamsa na torze Paula Ricarda we Francji. – Nigdy już nie wrócił, taki jak wyjeżdżał do Francji – mówiła Claire Williams w dokumencie.

Gdy przed sezonem 1986 Williams testował swój nowy bolid wszystko przebiegło bez szwanku, a zachwycony Williams wynajętym Fordem Sierrą pędził na lotnisko do Marsylii by zdążyć na lot powrotny do Wielkiej Brytanii. Jadąc po krętej górskiej drodze stracił panowanie nad samochodem i uderzył w mur. Auto wystrzeliło w powietrze i spadło na dach. Williams wiele tygodni walczył o życie, a francuscy lekarze byli nawet zdecydowani na odłączenie od respiratorów. Z tym faktem nie mogła się jednak pogodzić jego żona Virginia, która zdecydowała się na przetransportowanie go do Wielkiej Brytanii i dalszą walkę o jego życie. Po ponad 12 tygodniach sytuacja została opanowana, ale Williams jest sparaliżowany od ramion w dół i nie ma nawet władania w dłoniach. – Przeżyłem 40 pięknych lat Virginio, teraz przede mną kolejne 40 lat, tylko że już innych – miał powiedzieć Frank, który był wielkim fanem biegania i uczestnikiem wielu maratonów.

Virginię, której zawdzięcza życie, Williams poznał przypadkiem, bo do garażu Williamsa przyprowadził ją narzeczony - klient Franka. Virginia wzięła ślub z narzeczonym, ale miłość do Franka okazała się silniejsza i szybko zdecydowała się na rozwód. "Ginny" zrezygnowała z arystokratycznych salonów, opieki nad swoimi labradorami i zamieniła to na życie z Frankiem, żyjącym w biedzie. Po latach Williams zawsze podkreślał, że kocha swoją żonę i rodzinę, ale zawsze będzie ona na drugim miejscu. Na pierwszym zawsze będą wyścigi i samochody. Namiastkę życia z Frankiem miała już chwilę po ślubie cywilnym, bo zamiast uroczystego obiadu Frank popędził do garażu.

Sezony 1986 i 1987 okazały się dla zespołu Williamsa udane, bo team sięgał wówczas po mistrzostwo świata. Prawdziwy rozwój nastąpił jednak w latach dziewięćdziesiątych, które zostały kompletnie zdominowane przez brytyjską drużynę. Po tytuł sięgali w latach: 1992, 1993, 1996 i 1997. Do tego należy doliczyć wicemistrzostwa w 1991 i 1995 roku. Właśnie wtedy Williams stał się naprawdę dużą firmą, która zaczęła przynosić milionowe dochody, a nazwisko założyciela na stałe wpisało się do przemysłu motoryzacji.

Rodzinna walka o władzę

Frank Williams nadal pełni honorową funkcję szefa zespołu, ale od 2013 roku zastępcą szefa jest jego córka Claire, która de facto przejęła kontrolę nad całą ekipą. Dziś to w niej upatruje się w źródło kolejnych problemów Williamsa. Brak umiejętności w zarządzaniu zespołem i odpływ sponsorów przez ostatnie lata miał przełożenie na odejście wielu specjalistów. W cieniu problemów w Formule 1 toczy się również wewnętrzna, rodzinna walka o przywództwo w zespole. Po śmierci Virginii Williams, która w 2013 roku przegrała walkę z rakiem stosunki wewnątrz rodziny zrobiły się bardziej napięte. Starszy syn Franka Williamsa - Jonathan liczył, że to on będzie kierować ekipą, ale nadzoruje tylko dział pamięci w siedzibie Williamsa. - Claire pewnie nawet nie wie, że ten dział istnieje - mówi ironicznie w dokumencie pt. "Williams" przygotowanym przez Netflix. - Mama umiałaby rozwiązać te problemy - twierdzi z kolei Claire.

Sezon 2019 jest dla Williamsa już 42. w historii startów w Formule 1. Dziś legendarny zespół może się pochwalić budżetem na poziomie około 120 mln dolarów, ale najlepsi mają budżety nawet dwa razy większe. Williams nie wydaje jednak najmniej w stawce, ale są zespoły, które robią to zdecydowanie bardziej efektywnie. Drużyna Roberta Kubicy zmaga się z olbrzymimi problemami, które teraz można porównać do tych ze schyłku ery Frank Williams Racing Cars w połowie 1976 roku, one doprowadziły do chwilowego zniknięcia Franka z królowej motorsportu. Wtedy jednak z olbrzymich tarapatów wyprowadził go nieco ponad 30-letni Patrick Head. Dziś już 72-letni inżynier wraca do Formuły 1 już w nieco innej roli, bo tylko jako konsultant, który będzie pracować dwa dni w tygodniu. Powrót Heada może być jednak przyczynkiem do zmian w strukturze Williamsa i próby ponownego odbudowania zaufania do marki, która od ponad 40 lat istnieje w Formule 1.

Więcej o:
Copyright © Agora SA