Największy mistrz Formuły 1 został porwany przez rewolucjonistów Fidela Castro. Cykl F1(000)

Pieścił kierownicę jak Maradona piłkę, był szybki jak Senna i Schumacher razem wzięci w dodatku z manierami i aurą Rogera Federera. Juan Manuel Fangio do dziś uważany jest za najwybitniejszego kierowcę F1 w historii. Zdobył 5 mistrzowskich tytułów w ciągu 7 lat startów. I to w czasach, kiedy kierowcy grali ze śmiercią w kierki.
Zobacz wideo

W najbliższą niedzielę 14 kwietnia odbędzie się jubileuszowy, tysięczny wyścig Formuły 1. W czasie Grand Prix Chin przygotowano specjalne obchody, a my przygotowaliśmy cykl Formuła 1(000), w czasie którego codziennie o 8:00 na Sport.pl i Gazeta.pl będzie można przeczytać o najważniejszych wydarzeniach z historii F1, np. o najpiękniejszym dniu Roberta Kubicy, narodzinach legendy Michaela Schumachera, czy tragicznym wypadku Ayrtona Senny.

Różnie go nazywali: Picassem toru, Maestro, ale najczęściej po prostu Staruszkiem. Choć urodził się w Argentynie, miał włoskie korzenie i siedmioro rodzeństwa. Ostatni tytuł zdobył mając 46 lat.Kiedy przychodziło do ścigania, nie miał sobie równych. Wystartował w 51 wyścigach, wygrywając 24 z nich. 5 razy był mistrzem świata, a dwa razy wicemistrzem. 35 razy stanął na podium, a 48 startował z pierwszego rzędu. Czyli prawie zawsze. - Byłem nierozerwalnie związany z maszyną. Czułem, że gdy z nią coś się dzieje, to tak jakbym sam został zraniony. Często rozmawiałem z samochodem w trakcie wyścigu. Uważałem, że jest częścią mnie, więc zdarzyło mi się nawet całować go za linią mety - wyznał w filmie dokumentalnym o nim samym.

Niektórzy twierdzą, że sukces zawdzięcza startom w najlepszych samochodach. Najpierw Alfie Romeo, następnie w Maserati, Mercedesie, Ferrari i znowu w Maserati. Enzo Ferrari zarzucał mu wręcz brak lojalności, po tym jak porzucił jego stajnię na rzecz odwiecznego wroga z trójzębem na masce. Argentyńczyka mocno za to broni inny wielki kierowca sir Stirling Moss - Miał najlepsze samochody, bo był najlepszy i mógł takie wybierać. Do tego miał tak niezwykły talent, że potrafił jechać szybciej od innych, zostawiając sobie spory zapas potencjału bolidu. Dzięki temu miał też znacznie mniej awarii.

Pierwsze sukcesy Juana Manuela Fangio

Pierwszy poważnym sukcesem było wygranie Grand Premio International del Norte. Prawie 10 000 km z Buenos Aires przez Andy do Limy i z powrotem. Bez mechaników, bez wsparcia technicznego, z odcinkami specjalnymi dzień w dzień przez 2 tygodnie. W nocy zamiast odpoczywać musieli świętować z mieszkańcami mijanych wsi i miasteczek. Dla „lokalesów” to było jak wizyta cyrku albo objazdowego kina. Podczas wyścigu jechali z uszkodzoną chłodnicą przez Atacamę, szczęśliwie znajdując porzucony zbiornik z wodą. Ułamane reflektory przywiązali krawatem pilota, a kiedy jechali przez góry było tak zimno, że pilot obejmował ramionami Fangio, by ten nie zamarzł za kierownicą. Ale wygrali.

Jeden, jedyny raz Juan Manuel Fangio na poważnie rozważał porzucenie wyścigów. To było w wyścigu z Buenos Aires do Caracas, który zorganizował Prezydent Juan Peron. W pewnym momencie w Peru, w nocy, przy gęstej mgle, samochód wypadł z trasy i koziołkował. Na miejscu zginął jego pilot i przyjaciel, Daniel Urrutis. Fangio załamał się, ale ostatecznie miłość do ścigania zwyciężyła. Wyjechał do Europy, gdzie zaczął rywalizację z najlepszymi kierowcami.

Przeżył jeden, bardzo poważny wypadek. W 1952 roku zgodził się ścigać na Monzy, ale musiał tam dotrzeć z innego wyścigu, w Belfaście. Pech chciał, że spóźnił się na samolot we Francji i całą drogę z Lyonu do Monzy jechał za kółkiem. Dotarł kompletnie wykończony, półtorej godziny przed startem. Kiedy zarzuciło tyłem jego samochodu, zareagował minimalnie za późno. Być może z powodu zmęczenia. Wyleciał z samochodu i złamał szyję. Pewnie zginąłby na miejscu, gdyby nie obowiązkowe w tamtym sezonie, drewniane kaski. Jedyne zabezpieczenie kierowców. O pasach, czy ognioodpornej odzieży nie było wtedy mowy. Kierowcy jeździli w goglach, zwykłych spodniach i koszulkach, często z krótkim rękawem. Do tego siedząc na baku z paliwem. Margines błędu był piekielnie mały. Po długim pobycie w szpitalu i rehabilitacji, Fangio wrócił do ścigania rok później. - Ani przez chwilę nie pomyślałem wtedy o rezygnacji ze startów - przyznał po powrocie.

Porwanie przez Fidela Castro

W 1958 r. znalazł się na okładkach gazet na całym świecie. Tuż przed wyścigiem na Kubie został porwany przez rewolucjonistów Fidela Castro, który chciał zwrócić na siebie uwagę. Pojawienie się najlepszego kierowcy na świecie było więc świetną okazją. Po wyścigu Argentyńczyka uwolniono, a porywaczy określił jako miłych i grzecznych ludzi. Zrozumiał wtedy jednak dwie ważne rzeczy. Po pierwsze porwanie sprawiło, że stał się sławniejszy niż dzięki wszystkim, wygranym wyścigom. A po drugie, na 6. okrążeniu doszło do bardzo poważnego wypadku z udziałem kibiców. Siedem osób zginęło, ponad 30 zostało rannych. Fangio zdał sobie sprawę, że porywacze wyświadczyli mu ważną przysługę.

Najsłynniejszy wyścig Juana Manuela Fangio

Za najsłynniejszy wyścig z jego udziałem uznaje się ten na Nurburgring w 1957 r., kiedy zdobył ostatni mistrzowski tytuł. Wiedział, że jego Maserati ma niestabilny tył i nie może jechać z pełnym bakiem paliwa. Ustalono, że pojedzie z połową baku i zjedzie na dotankowanie. Plan szedł jak z płatka. Fangio zbudował 30-sekundową przewagę i zameldował w alei serwisowej. Niestety nie wszystko wyszło perfekcyjnie i na tor wrócił za dwoma samochodami Ferrari, ze stratą aż 40 sekund. Mistrzowski tytuł dawało mu tylko zwycięstwo.

Zaczął więc niewiarygodną pogoń przez 17 okrążeń. Aż 9 razy pobił rekord toru, a przewaga topniała jak marcowy bałwan. Jadący przed nim Collins i Howthorn zaczynali panikować. W garażu Ferrari domagali się od nich szybszej jazdy, ale oni nie byli w stanie wykrzesać nic więcej. Fangio wpadł na metę pierwszy, z 3,5-sekundową przewagą. Piąty tytuł był jego. Twierdził, że jechał wtedy najszybciej w życiu i nie chce więcej tego robić. Miał taką zasadę, że trzeba jechać wyłącznie na tyle szybko, żeby wygrać, ale nie szybciej. - Pokaz prędkości jest bez sensu, skoro nie ma takiej potrzeby - mawiał. Szczególnie w takim miejscu jak Zielone Piekło, gdzie trasa wije się po wzniesieniach w lesie, bez żadnych barierek i innych zabezpieczeń.

Ostatni sezon wielkiego mistrza

W ostatnim sezonie został wicemistrzem, a na metę ostatniego wyścigu dojechał na czwarty miejscu. Wyszedł i powiedział dość. Doszedł do wniosku, że samochody są coraz szybsze i coraz bardziej niebezpieczne. Gdy zmieniał  zespoły mówił nowym pracodawcom „Zobaczcie, jak jeżdżę i zapłaćcie mi tyle ile uznacie, że jestem wart”. Mercedes docenili go bardzo, bo został przedstawicielem firmy na całą Argentynę. Stał się jednym z najbogatszych ludzi w kraju. Zmarł w Argentynie w 1995 r.

W wieku 63 lat został oficjalnie synem najlepszego kierowcy w historii F1

Ale to nie koniec historii. Kilka lat po jego śmierci do hotelu w Buenos Aires wszedł człowiek, który spojrzał na witającego go pracownika i bez chwili wahania rzucił „Jesteś wykapanym Juanem Manuelem Fangio. Może to twój ojciec, lepiej sprawdź”. Ruben Juan Vazquez nie przywiązał do tego wielkiej wagi, ale na wszelki wypadek postanowił zapytać matkę. W końcu urodził się w tej samej wiosce co wielki mistrz, w Balcarce. Matka zaprzeczyła rewelacji i wydawało się, że jest po sprawie.

Kilka lat później 90-letnia Catalina Basili wezwała jednak syna i wyznała mu, że jest owocem zakazanej miłości z Juanem Manuelem Fangio. Vazquez zmienił nazwisko na Fangio i rozpoczął prawną walkę o stwierdzenie ojcostwa. Sprawa ciągnęła się przez 13 lat. Skończyła ekshumowaniem zwłok legendarnego kierowcy, badaniami DNA i przyznaniem racji powodowi. W wieku 63 lat Ruben Juan Fangio został oficjalnie synem najlepszego kierowcy w historii Formuły 1. Jakby tego było mało, badania wykazały, że Ruben ma przyrodniego brata Oscara. Juan Manuel Fangio zostawił więc po sobie znacznie więcej niż 5 mistrzowskich tytułów.

Pozostałe teksty z cyklu F1(000):

Więcej o:
Copyright © Agora SA