Robert Kubica nie zaliczy do udanych swojego pierwszego wyścigu po dziewięciu latach przerwy. 34-latek musiał walczyć nie tylko z kierowcami na torze, ale przede wszystkim ze swoim bolidem. Kubica już na pierwszym okrążeniu stracił przednie skrzydło, bo o bolid Polaka otarł się kierowca Red Bulla Pierre Gasly. Nasz zawodnik musiał więc szybko zjechać do pit stopu - Szkoda, wydawało mi się, że jechałem bardzo bezpiecznie. Skrzydło, które później założyliśmy, nie było dobre. Do tego miałem uszkodzoną tylną podłogę. Najważniejsze jednak, że dojechałem do mety - cieszył się Kubica.
Problemy z balansem, przyczepnością, skrzydłem i zepsutą podłogą nie były jednak jedyne. Okazuje się, że na trzecim okrążeniu Kubica stracił także tak prozaiczną rzecz jak prawe lusterko, które prawdopodobnie po prostu odkleiło się od elementu, na którym było zamocowane.
Wiadomo, że Kubica jechał na końcu stawki i od 11. okrążenia ciągle był dublowany przez innych kierowców, a jeśli zawodnik widzi niebieską flagę to po prostu musi ustąpić miejsca innemu kierowcy. Kubica miał zaś mocno ograniczone pole widzenia, bo wiedział co dzieje się tylko z jego lewej strony.
Polak wrócił do ścigania w F1 po dziewięciu latach przerwy i był dobrej myśli. - Jeszcze dwa lata temu nikt nawet nie pomyślał, że mogę wrócić do ścigania, a teraz dojechałem do mety. Czeka nas dużo pracy i przemyśleń. Teraz długi lot do domu, więc będzie na to czas. Ale z Australii wyjeżdżam zadowolony -podsumował Kubica.