F1. Jak oglądać przegrywającego Roberta Kubicę i być optymistą

To będzie piekielnie trudny sezon. Pełen frustracji, rozczarowań, porażek i niewielkich przebłysków nadziei. Tylko dla naprawdę wytrwałych kibiców. Takich, którzy mimo mrozu i śniegu pójdą na trybuny ukochanego klubu dopingować drużynie, która odnosiła kiedyś sukcesy, ale teraz szoruje dno tabeli. Jesteście gotowi? Bo właśnie taki będzie najbliższy sezon Williamsa i Roberta Kubicy w Formule 1.
Zobacz wideo

Robert Kubica przyzwyczaił nas do walki w czołówce stawki. 12 razy stanął na podium, wygrał jeden wyścig, zdobył pole position, a po zwycięstwie w Kanadzie w 2008 roku prowadził w klasyfikacji kierowców i miał realne szanse na tytuł. Był tak dobry, że miał podpisany kontrakt z Ferrari - zespołem marzeń każdego kierowcy. Potworny wypadek w rajdzie zdemolował marzenia Kubicy, ale dzięki uporowi, sile woli i talentowi wrócił po ponad ośmiu latach do świata, który ma we krwi. Tyle że to już nie jest ten sam świat, a Polak nie tylko nie ma szans walki o podium, lecz także każdy zdobyty przez niego punkt trzeba będzie uznać za sensację. I sam Kubica nic nie może na to poradzić.

Brutalna prawda współczesnej Formuły 1 jest taka, że najlepszy kierowca w najgorszym samochodzie nie ma szans na zwycięstwo, a najgorszy kierowca w najlepszym samochodzie dość duże. Kubica trafił do najgorszego samochodu, bo tylko tam było miejsce. Długo się wahał. Wybierał między jazdą w Williamsie a rolą kierowcy testowego Ferrari. Ferrari dawało mu niezłą pensję, pracę w najsłynniejszym zespole na świecie i mglistą możliwość dołączenia za jakiś czas do jednej z partnerskich ekip: Haasa lub Alfy Romeo. Ale Polak ma też 34 lata, jest drugim najstarszym kierowcą w stawce, po 39-letnim Kimim Raikkonenie, i zdał sobie sprawę, że czas biegnie teraz bardzo szybko, a kolejny rok straty może na zawsze zaprzepaścić marzenia o powrocie. "Pomyślałem, że jeśli stanę kiedyś przed lustrem i pomyślę, że miałem możliwość jazdy w F1, ale z niej zrezygnowałem, trudno mi będzie się z tym pogodzić" powiedział w jednym z wywiadów. Wybrał więc tak, jak wybrałby każdy, kto ma ambicje większe niż siedzenie na ławce rezerwowych. Będąc kierowcą rezerwowym Williamsa w 2018 roku wiedział dokładnie, w co się pakuje. Znał ludzi, sytuację zespołu, projekty samochodu i chaos, jaki panuje w ekipie zarządzającej. Podjął jednak wyzwanie i dzięki temu w niedzielę rano w Melbourne zobaczymy, że niemożliwe czasem jest możliwe.

Zimowe testy, pierwsze treningi w Australii i kwalifikacje pokazały jasno, gdzie znajduje się Williams. Jest jedynym zespołem, który nie tylko nie zrobił postępu w stosunku do zeszłorocznych czasów, ale jeszcze się cofnął i na najbliższe tygodnie zaklepał miejsca w ostatnim rzędzie. O co walczy zatem Kubica w tym sezonie?

Najlepszym odniesieniem dla każdego kierowcy jest zespołowy partner. W tym wypadku debiutant George Russell i to na jego tle będzie oceniany Polak. Choć w wyścigu trudno im będzie przesuwać się w górę stawki, ważne jest, żeby przynajmniej w kwalifikacjach pokazać dobre tempo. Kiedy w 2010 roku Kubica jeździł w Lotus Renault, a jego partnerem był Rosjanin Witalij Pietrov, przez cały sezon przegrał z Rosjaniem w kwalifikacjach zaledwie dwa razy. Rok temu dwukrotny mistrz świata Fernando Alonso ani razu nie oddał pola Belgowi Stoffelowi Vandoornowi. Gdyby okazało się, że w perspektywie całego sezonu Polak wyraźnie przegrywa w kwalifikacjach z Russellem, to nie byłby dobry znak. Kwalifikacje będą zatem ważne.

W każdym sezonie zdarzają się też szalone wyścigi, w których dzieją się nieprzewidywalne rzeczy. Na początku 2017 roku debiutant Lance Stroll nie miał najlepszych notowań. A jednak w wyścigu w Baku wystarczyło, że nie popełniał głupich błędów jak jego rywale i wjechał na metę na trzecim miejscu. Takich przypadków Formule 1 jest na pęczki. I nie chodzi nawet o to, żeby Kubica stawał na podium, bo na to nie ma żadnych szans. Wystarczy, że będzie tam, gdzie trzeba i cierpliwie poczeka na szansę i wynik, który wszystkich zaskoczy. Tak jak cierpliwie i z uporem pracował na swój powrót do F1. I to jest jeden z celów Polaka na ten sezon. Udowodnić wszystkim, że jest tym samym kierowcą, o którym pięciokrotny mistrz świata Lewis Hamilton czy wspomniany Fernando Alonso mówili jako o jednym z największych talentów, z jakimi przyszło im się ścigać. A talent i prędkość można pokazać nawet w najgorszym zespole. Jeśli to się uda, drzwi do lepszych zespołów otworzą się na nowo.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.