Lauda, pełniący obowiązki doradcy w Mercedesie, rozchorował się podczas lipcowych wakacji na Ibizie. Zaczęło się od grypy, która przemieniła się w ostre zapalenie płuc. 69-latek, który był nieobecny podczas Grand Prix Niemiec i Grand Prix Austrii, został przetransportowany do Wiednia i trafił do tamtejszej kliniki. Ale jego stan się pogarszał. Nie był w stanie oddychać bez specjalistycznej aparatury. Jak twierdzi serwis oe24.at, lekarze orzekli, że bez przeszczepu płuca się nie obejdzie. W przeciwnym razie Lauda nie przeżyje nawet tygodnia.
Zak Brown: Carlos Sainz mógłby być atrakcyjną opcją dla McLarena
Organ przewieziono z Niemiec i jeszcze w czwartek przeprowadzono zabieg.Operacja trwała sześć godzin. W piątek lekarze mieli już pewność, że płuco się przyjęło. W sobotnie popołudnie Lauda został wybudzony ze śpiączki. I teraz rozpocznie się żmudny proces rehabilitacji.
Doktor Walter Klepetko chwalił podejście pacjenta. - Bardzo ważny jest stan mentalny pacjenta, on musi chcieć walczyć. A trudno znaleźć większego "walczaka" od Nikiego Laudy - mówił.
Antonio Giovinazzi: Udany występ w testach nie daje mi gwarancji powrotu do F1
- Lauda będzie teraz pacjentem do końca życia, ale jakość tego życia może być bardzo wysoka. Z niczym się nie spieszymy. Najważniejsze jest, by opuścił szpital w dobrej formie - dodał Klepetko.
Lauda już raz wywinął się śmierci. W 1976 roku miał wypadek na torze Nurburgring, podczas którego jego Ferrari stanęło w płomieniach. Lauda był w uwięziony w kokpicie, kask zsunął mu się z głowy i jego twarz została wystawiona na płomienie. Lauda nawdychał się trujących oparów i stracił przytomność. Miał poważnie poparzoną twarz, stracił większość prawego ucha, miał spalone brwi oraz powieki. Lauda nie tylko przeżył, ale już po sześciu tygodniach wrócił do ścigania. A w kolejnym sezonie zdobył swój drugi z trzech tytułów mistrza świata.