F1. GP Węgier. Hungarorun po Hungaroringu, czyli co zobaczysz, biegając po torze

Gdy wydaje się, że tor przed Grand Prix Węgier powinien już zasypiać ze względu na restrykcje związane z hałasem, obiekt opanowują ci, którzy poruszają się w ciszy. Sprawdziłem, jak wygląda Hungaroring, gdy ściganie się już kończy.

To jest swego rodzaju zwyczaj na weekendach Grand Prix. Gdy ruch wyścigówek na torze ustaje, kręta nitka asfaltu staje się idealnym miejscem na trening. Korzystają z tego osoby akredytowane na wyścig - kierowcy, członkowie zespołów, dziennikarze. Dla innych w trakcie weekendu Grand Prix to rozrywka niedostępna, choć przed Grand Prix Hiszpanii organizowany jest bieg po torze w sobotę. W tym roku wzięło w nim udział blisko tysiąc osób.

Jak wygląda takie trenowanie na torze? Kierowcy wyciągają najczęściej rowery i wykręcają kolejne kółka, by nieco poćwiczyć, ale i jeszcze lepiej poznać obiekt - zazwyczaj ci, którzy jeżdżą w tylko w piątkowych treningach lub pełnią obowiązki kierowcy rezerwowego, ale i Valtteriego Bottasa można spotkać. Dziennikarze wybierają bieganie.

Kiedy biegają dziennikarze? Najczęściej w czwartki i soboty - wtedy jest najmniejsza przerwa między ostatnimi spotkaniami z kierowcami i menedżerami zespołów a chwilą, gdy na torze nie ma już aut. W piątki trzeba zbyt długo czekać po zakończeniu drugiego treningu F1 (chyba że ktoś jeszcze opisuje inne serie), W niedzielę wszyscy spieszą się do domu, a prosta startowa jest zajęta przez wielkie ciężarówki - trwa pakowanie, bieganie wtedy nie jest zbyt bezpieczne.

Hungaroring ma 16 zakrętów i liczy dokładnie 4381 metrów. Dla biegacza-amatora dystans w sam raz na rozbieganie po dniu pracy w padoku. Ale wysiłek jest nieco większy niż mogłoby się wydawać.

Tor położony jest na wzgórzach nieopodal Budapesztu. W telewizji widać, że jest różnica wysokości. To niby tylko 34 metry różnicy. Ale robi to wrażenie, gdy biegniesz. Najwyższy punkt jest na prostej startowej. Od dojazdu do zakrętu numer jeden zaczyna się spadek, a między zakrętami trzy i cztery zaczyna się znów wznosić aż do prostej startowej. Dla mocarnych aut F1 to żadne wyzwanie, dla biegacza-amatora to już porządna dawka treningowa. I gdy na podbiegu widzisz dystansomierze odliczające odległość do zakrętu, które kierowcom pomagają wybrać odpowiedni moment na hamowanie, to 150 metrów trwa niesamowicie długo. A najbardziej frustrujący jest widok tablicy DRS na prostej startowej - jako biegasz docisku nie zmniejszysz i szybciej nie pobiegniesz. A dodatkowo czujesz, że jednak pierwsze metry prostej startowej są pod górę. Nie ma lekko.

Hungaroring przed GP WęgierHungaroring przed GP Węgier fot. Michał Owczarek

Niektórzy mówią o nim, że przypomina obiekt w Monako, tylko że nie ma ma band przy samym asfalcie. Rzeczywiście, nawet biegnąc czujesz, że nie ma zbyt wiele miejsca na pomyłki. - Jest tu blisko do barier i margines błędu jest mniejszy niż na innych torach, ale do ulicznego toru w Monako jednak mu daleko. Tam naprawdę nie możesz się pomylić o te kilka centymetrów. Tu jednak możesz - tłumaczy Charles Leclerc z Saubera. On się w Monako urodził i wychował, a teraz mieszka. Wie, co mówi.

Bieganie wybierają bardzo często komentatorzy telewizyjni. To im pomaga przygotować się do opowiadania widzom o tym, co się dzieje na torze i zrozumieć, dlaczego w niektórych miejscach auto zachowuje się w taki a nie inny sposób. Szybciej też będą wiedzieć, gdzie zrobią się kałuże. Pod stopami czujesz, jak wyprofilowany jest tor. Widzisz z naprawdę bliska, w jakim stanie jest asfalt. Ten na Węgrzech jest bliski ideału - dwa lata temu wymieniono go na nowy. Widzisz też, że zjazd do alei serwisowej jest bardzo wąski i nawrót dość ciasny. Lepiej nie mieć tu wątpliwości podobnych do tych, jakie miał Lewis Hamilton podczas Grand Prix Niemiec.

Biegnąc, zobaczysz, jak wysokie są tarki i krawężniki. Widzisz, że nawet zjechanie na prostej jednym kołem na trawę może zakończyć się efektownym piruetem, bo jest kilka centymetrów różnicy między poziomem asfaltu a trawą. Stoffel Vandoorne z McLarena przekonał się o tym podczas jednego z treningów przed Grand Prix Węgier.

Bieganie może pomóc poznać charakterystykę toru i zrozumieć, co mniej więcej widzą kierowcy. Na Hungaroringu naprawdę nie mają chwili wytchnienia i czasu na podziwianie bajecznego, pagórkowatego krajobrazu. Prosta startowa oraz prosta między zakrętem trzy i cztery to jedyne miejsca, gdzie nie trzeba przez dłuższą chwilę kręcić kierownicą. A tak - zakręt za zakrętem. I nawet biegnąc to czujesz i widzisz. Ale możesz sobie skrócić drogę w szykanie (zakręty 6 i 7), bo nad wysokim na kilka centymetrów progiem zwalniającym po prostu przeskoczysz. Lewis Hamilton i Valtteri Bottas z Mercedesa wykręcali w tym miejscu piruety, bo dla nisko zawieszonego samochodu jest to mini-katapulta.

Wieczorny bieg po torze to też okazja do tego, żeby podejrzeć, co się dzieje w alei serwisowej. Bo w wielu miejscach do późnych wieczornych godzin trwa praca. Zespoły F1 to wieloosobowe drużyny. Gdy biegałem po torze w czwartek, trwały intensywne prace w garażach Renault i Red Bulla, a w Sauberze intensywnie ćwiczono pitstopy. W Williamsie też się nie obijali - część zespołu ruszyła na przebieżkę po torze, inni przymocowali taśmy TRX do płotu oddzielającego prostą startową od alei serwisowej i rozpoczęli intensywne ćwiczenia pod okiem trenera. Atmosfera jest luźna i przyjacielska, nie brakuje okazji do pojedynków „sprinterskich”, czy realizacji na nieco dłuższym dystansie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.