Robert Kubica: sam mogę dojść tylko do pewnego momentu. Potem w grę wchodzą inne czynniki już ode mnie niezależne

- Ostatni krok jest najtrudniejszy, ale to nie jest tak, że będę oceniał te ostatnie kilkanaście miesięcy przez pryzmat tego, czy zostanę znów kierowcą wyścigowym czy nie. To jest inna bajka i inny rozdział - mówi Robert Kubica, który w środę na torze Hungaroring będzie testował z Williamsem.

Michał Owczarek: 12 miesięcy temu z Renault na tym torze po raz pierwszy po ponad sześciu latach jeździłeś aktualnym samochodem F1. Rok później jesteś częścią Formuły. Jaki to był dla Ciebie rok?

Robert Kubica: Ja bym ten okres wydłużył nawet do czerwca 2017 roku, bo to od testów z Renault w Walencji wydarzyło się wiele pozytywnych rzeczy. Przez ten czas zrozumiałem i poznałem siebie na nowo jako kierowcę. Nabrałem pewności, że mogę to zrobić po raz kolejny i znowu mogę jeździć w F1 na wysokim poziomie. A gdy do tego doszedłem, to celem stała się możliwość startów w wyścigach.

>> Hungarorun po Hungaroringu, czyli co zobaczysz, biegając po torze

Większość osób zna moją historię i to że nie zostałem wybrany jako kierowca wyścigowy, zostało odebrane negatywnie. Ale tak naprawdę ostatnich kilkanaście miesięcy mojego życia było bardzo pozytywnych. Tak pomyślałem, gdy przyjeżdżałem tu na tor w tym roku, było mnóstwo kibiców i przypomniałem sobie, że właśnie minęło 12 miesięcy od tamtego testu z Renault. Czas mija, a to były pozytywne chwile. Zdaję sobie sprawę, że ostatni krok, czyli powrót do ścigania, jest najtrudniejszy i nie zależy tylko ode mnie. Mam jednak świadomość swojej sytuacji i oceniając ostatnich kilkanaście miesięcy, wiem, że zrobiłem mnóstwo rzeczy, by znaleźć się tu z powrotem i móc znów się ścigać. Zabrakło jeszcze kropki nad i.

W Twoim głosie słychać dumę z tego co osiągnąłeś. Tak jest?

- Wiadomo, że najważniejszy jest cel. Ale jeśli przeanalizowałbym całą sytuację, to ta historia jest niesamowita. Bo wszystko się zmieniało się z miesiąca na miesiąc. Nikt tak naprawdę nie wie, ile miałem celów, jakie były kolejne szczeble na drodze do tego, żeby tu się znaleźć. I do tego mi się to udało. Pierwszy test z Renault to był bardziej sprawdzian tego, żeby zobaczyć, czy ja w ogóle mogę to robić. A oni w ciągu miesiąca zorganizowali mi kolejny test, potem przywieźli mnie tu na Węgry na testy w aktualnym samochodzie podczas oficjalnej sesji F1.

>> Red Bull poirytowany kolejnymi usterkami silników Renault

Rozwój sytuacji był bardzo szybki, wszystko nabierało tempa w niesamowity sposób. A to wiązało się nie tylko z jazdą, bo było mnóstwo rzeczy, przez które musiałem przejść czy zrobić, bo były potrzebne do tego, żeby nie tylko inni w to uwierzyli, ale i przede wszystkim ja sam. Najcenniejszą rzeczą w ubiegłym roku było to, że sam powiedziałem: „jestem w stanie to zrobić”. Gdyby tak nie było, w życiu bym się tu nie pojawił.

Mówisz, że miałeś dużo celów, o których nikt nie wiedział. A czy one się zmieniały wraz z rozwojem sytuacji?

- Moim podstawowym zadaniem było to, żebym doszedł do momentu, w którym mogę powiedzieć: mogę startować i mam pewność, że nic mi nie przeszkadza w tym, żeby wrócić na poziom, który mnie interesuje. To się wiąże nie tylko z moją pewnością czy chęciami, ale też z możliwością prowadzenia samochodów, poznania ich i zrozumienia Formuły 1, która jest teraz, a która tak bardzo różni się od tej, w której się ścigałem.

W tym sezonie ważne było dla mnie, żebym mógł jeździć i to udało się sprytnie pogodzić. W dzisiejszych czasach nie ma tak naprawdę trzecich kierowców czy kierowców testowych, którzy jeżdżą. Bo testów praktycznie nie ma. A ja jeżdżę, co nie było wcześniej planowane, we wszystkich sesjach, które są organizowane.

>> Wolff: Incydent Bottasa z Vettelem nie jest czymś nadzwyczajnym

Mówisz, że ten ostatni krok jest najtrudniejszy. Dlaczego? Jak wiele zależy od Ciebie?

- Tak naprawdę mało zależy ode mnie. Dobrze być w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie, bez szczęścia się nie obędzie. I to sprawia, że ten ostatni krok jest najtrudniejszy. Ale to nie jest tak, że będę oceniał te ostatnie kilkanaście miesięcy przez pryzmat tego, czy zostanę znów kierowcą wyścigowym czy nie. To jest inna bajka i inny rozdział. Bardzo się staram, ale sam mogę dojść tylko do pewnego momentu. Potem w grę wchodzą inne czynniki już ode mnie niezależne.

W ogóle, ewenementem mojego życia jest to, co wydarzyło się 12 lat temu. Dostałem się do Formuły 1 z Polski, czyli kraju bez wyścigowej tradycji, i bez złotówki przyprowadzonej do padoku. Wiele osób przyzwyczaiło się do mojej obecności w F1 i zaczęło uważać, że skoro raz się udało, to uda się wiele razy. Ale Formuła 1 od tamtego czasu bardzo się zmieniła. Gdy przychodziłem do F1 w 2007 roku, było siedem zespołów fabrycznych. Teraz są trzy. A to nie ułatwia zadania.

>> Vettel: Mieliśmy tempo, aby powalczyć z Hamiltonem

Jeździsz jak na kierowcę rezerwowego, jak sam mówisz, dużo. Jesteś też na każdym weekendzie Grand Prix w padoku. Taka obecność pomaga coś w twojej sprawie?

- Możliwość bycia w padoku, analiz, patrzenia na zespół, jak to wszystko się zmienia, też jest ważna. Poza tym, to jest tak naprawdę dużo pracy. Oprócz tego, że będę w tym roku na 21 Grand Prix, to ja poza tymi weekendami nie próżnuję. W ostatnich 55 dniach tylko dwa spędziłem w domu. Bycie tutaj jest bardzo ważne, ale jednak jazda jest najważniejsza.

Teraz dobrze się ułożyło - pod koniec czerwca jechałem w Austrii w piątkowym treningu, potem były dwa dni testów z Pirelli na Silverstone - i tej jazdy było dużo, ale po testach na Węgrzech do auta wsiądę dopiero w Abu Zabi w listopadzie. A to nie jest taka łatwa sprawa. To tak jakby piłkarzowi zabrać piłkę na trzy miesiące, a po nich powiedzieć: masz 10 minut, pokaż, co potrafisz. Oczywiście, najlepsi i tak sobie dadzą radę, ale nie będą mieli tej płynności i wyczucia. W motorsporcie jest podobnie. To też jest sport, w którym lekkość twoich ruchów i siedzenie w bolidzie jest bardzo ważne.

>> Bottas: Kolizje z Vettelem i Ricciardo były incydentami wyścigowymi

W F1 jest czas plotek transferowych. Twoje nazwisko się w nich przewija. Jak na to reagujesz?

- To nie ma większego znaczenia. Dużo się mówi, choć o mnie mam wrażenie, że mało. Ale taki to czas plotkowania. Mi to nie przeszkadza. Robię swoje i miejmy nadzieję, że znajdę się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie.

Kiedy chciałbyś wiedzieć, co będziesz robił w 2019 roku?

- Trzy razy wiedziałem dość wcześnie, co się będzie działo z moją przyszłością. Raz, gdy dostałem angaż w BMW. Potem, po wycofaniu się BMW z F1, już we wrześniu wiedziałem, co będę robił w kolejnym roku, bo podpisałem kontrakt z Renault. A kolejny raz, to było z naprawdę dużym wyprzedzeniem, bo wiedziałem, co będę robił za 13 miesięcy. Ale jeśli chodzi o nowe kontrakty, to zawsze działo się to dość późno.

Grudzień jest takim miesiącem, gdy w motorsporcie jest wyciszenie, ale mi on się tak nigdy nie kojarzył. Im dłużej to będzie trwało, tym szanse na angaż będą mniejsze. Ale z tymi szansami w F1 to wszystko potrafi się bardzo szybko zmienić, o czym przekonałem się na własnej skórze w ubiegłym roku.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.