F1. Hartley w szpitalu po kolizji ze Strollem. Kanadyjczyk wyjaśnia, jak do tego doszło

Brendon Hartley został zabrany do szpitala po kolizji z Lancem Strollem w Grand Prix Kanady. 28-latek wyszedł jednak z całego zdarzenia bez szwanku. - Straciłem kontrolę nad tyłem i kiedy odbiłem nie było już miejsca dla nas dwóch. Dotknęliśmy się i wylądowaliśmy na ścianie - tłumaczył Stroll.

Na pierwszym okrążeniu w zakręcie numer pięć Stroll złapał uślizg tylnej osi i przesunął się całym bolidem w lewą stronę. Tuż obok niego znajdował się Brendon Hartley, przez co między tą dwójką doszło do widowiskowej kolizji, po której znaleźli się na barierach po wewnętrznej części toru. Ostatecznie Kanadyjczyk i Nowozelandczyk zatrzymali się dopiero za szóstym wirażem, opuszczając bolidy o własnych siłach.

Jak poinformowano, Hartley po wizycie w centrum medycznym FIA został zabrany helikopterem do szpitala na kolejne badania. Kierowcę Toro Rosso dwukrotnie sprawdzono elektrokardiogramem, który nie wykazał jednak nieprawidłowości. Zawodnik tym samym otrzymał zielone światło na opuszczenie placówki.

Z kolei Stroll po wizycie w centrum medycznym kontynuował swoje obowiązki i pojawił się na spotkaniu z dziennikarzami, dzieląc się swoją opinią na temat kolizji. - Miałem dobry start i zyskałem kilka pozycji. Jechałem koło w koło z Brendonem w zakręcie numer pięć, straciłem jednak kontrolę nad tyłem i kiedy odbiłem nie było już miejsca dla nas dwóch. Dotknęliśmy się i wylądowaliśmy na ścianie - powiedział 19-latek.

Sędziowie uznali kolizję Strolla z Hartley'em za incydent wyścigowy, tym samym nie wskazując winnego tego zdarzenia.

Więcej o Formule 1 w serwisie f1wm.pl

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.