GP Australii. Vettel zwycięski, Hamilton zdziwiony. Szczęście sprzyja Ferrari

Ten sezon F1, tak jak poprzedni, zaczyna się od zwycięstwa Sebastiana Vettela (Ferrari). Niemiec wygrał GP Australii, a na podium dojechali jeszcze Lewis Hamilton (Mercedes) oraz Kimi Raikkonen (Ferrari). Kiepski start zanotował Williams i Haas.

- Dziś Lewis będzie świętował, ale po wyścigu to my pójdziemy na imprezę - przekomarzał się po sobotnich kwalifikacjach Vettel z Hamiltonem. Brytyjczyk w walce o pole position rywali zdeklasował, ale w wyścigu nie wszystko ułożyło się po jego myśli i okazało się, że Vettel miał rację.

Hamilton prowadził od startu, kontrolował wyścig, ale potem zaczęły się na torze dziać rzeczy, na które nie miał wpływu. A do tego doszła świetna taktyka Ferrari. Włoski zespół najpierw na zmianę opon zaprosił Raikkonena, czym wymusił wcześniejszy zjazd Hamiltona, też na zmianę opon. Vettel na torze został dłużej, wyszedł na prowadzenie i je utrzymał, bo pomogło mu szczęście.

Na półmetku wyścigu awarie zatrzymały jadące po historyczny wynik oba auta Haasa - przez błąd mechaników. I u Kevina Magnussena, i u Romaina Grosjeana nie dokręcono koła. Po tym, jak Grosjean zaparkował auto w pierwszym zakręcie, sędziowie zastosowali wirtualny samochód bezpieczeństwa, czym wymusili ograniczenie prędkości na całym torze. Sytuację wykorzystał Vettel, który w tym momencie zmieniał opony i to pomogło mu wrócić na tor na prowadzeniu. Startował z trzeciej pozycji, w pewnym momencie tracił do Hamiltona nawet dziewięć sekund, ale wyszedł na prowadzenie.

- Nie wiedziałem, co się dzieje i nagle zobaczyłem, jak Ferrari wyjeżdża z boksów. Nie dowierzałem w to, co się dzieje, bo nawet nie wiedziałem, że oni zjechali. Próbowałem walczyć i gonić, ale też popełniłem błąd - mówił po wyścigu Hamilton.

Po restarcie utrzymał pozycję lidera. Hamilton go mocno naciskał, ale na 11 okrążeń przed metą na jednym z zakrętów popełnił błąd, zablokował koła i znów musiał gonić. Pięć okrążeń przed metą zrezygnował z szaleńczych ataków. Poprzestawiał coś na kierownicy, zaczął jechać wyraźnie wolniej i dojechał na drugim miejscu.

Było to 48 zwycięstwo i setne podium Sebastiana Vettela. Czterokrotny mistrz świata drugi sezon z rzędu zaczyna jako lider klasyfikacji generalnej mistrzostw świata. Hamilton był drugi, a najniższy stopień podium przypadł Kimiemu Raikkonenowi. A to oznacza, że zespół Ferrari wyjeżdża z Australii jako lider klasyfikacji konstruktorów.

Czwarte miejsce dla Daniela Ricciardo (Red Bull), który do samego końca bił się z Raikkonnem o trzecią lokatę. Piąty do mety dojechał Fernando Alonso (McLaren). - Wspaniały wyścig, dobra robota. Jestem z was dumny - powiedział przez radio swojemu inżynierowi.

Max Verstappen (Red Bull) dojechał na szóstym miejscu. Byłby pewnie wyżej, gdyby nie błąd w zakręcie numer jeden w połowie wyścigu, gdy go obróciło i spadł na ósme miejsce.

W punktowanej dziesiątce wyścig zakończyli jeszcze Nico Hulkenberg (Renault), Valtteri Bottas (Mercedes), który startował z 15 pozycji po kraksie w kwalifikacjach), Stoffel Vandoorne (McLaren) i Carlos Sainz (Renault), który walczył na torze też z kłopotami żołądkowymi.

Wyścig kompletnie nie wyszedł zespołowi Williams. Zaledwie sześć okrążeń przejechał Siergiej Sirotkin, w którego aucie nawaliły hamulce. Lance Stroll przejechał kompletnie bezbarwny wyścig i dojechał do mety na 14. miejscu.

Wyścigu oprócz Sirotkina i dwóch auta Haasa nie ukończyli też Pierre Gasly (Toro Rosso), który miał problem z silnikiem oraz Marcus Ericsson (Alfa Romeo Sauber), któremu zepsuł się układ wspomagania kierownicy.

Kolejny wyścig już 8 kwietnia w Bahrajnie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.