F1 w Malezji. Urodzinowa euforia Verstappena, kuriozalne wypadki Ferrari

Grand Prix na torze Sepang wygrał Max Verstappen z Red Bulla, który wyprzedził lidera klasyfikacji mistrzostw świata Lewisa Hamiltona z Mercedesa. Huśtawkę nastrojów w Ferrari w spektakularny sposób zakończył wypadek Sebastiana Vettela już za linią mety.

W sobotę Verstappen obchodził 20 urodziny. W niedzielę przez radio zbierał nie tylko życzenia, ale też gratulacje za drugie zwycięstwo w karierze. Pierwsze było dawno, w poprzednim sezonie, kiedy po przeskoczeniu z Toro Rosso do Red Bulla w debiucie w tej stajni wygrał GP Hiszpanii. W tym roku prześladował go pech. A to psuł się bolid, a to przytrafiała kolizja, kiedy Holender jechał na wysokiej pozycji. Wreszcie w Malezji wszystko zagrało jak trzeba.

Już na czwartym okrążeniu toru Sepang Verstappen wykonał kluczowy manewr spokojnie objeżdżając prowadzącego Hamiltona. Ten twierdził, że odpuścił, że nie chciał ryzykować, bo walczy o coś więcej niż pojedyncze zwycięstwa w wyścigach, ale trzeba wprost napisać, że wyprzedzenie było perfekcyjne i wicemistrz świata z Mercedesa niewiele mógł na nie poradzić.

Po tym zdarzeniu obaj kierowcy pojechali spokojnie do mety, obaj zaliczyli perfekcyjny wyścig, bez błędów. Hamilton nie próbował jakimiś dzikimi szarżami odzyskać pozycji i trudno mu się dziwić. Jego największy rywal Sebastian Vettel w sobotę nie wystartował z powodu problemów technicznych w kwalifikacjach i do Grand Prix ruszał z ostatniego miejsca. Z kolei jego kolega z Ferrari Kimi Raikkonen nie zdołał wystartować w niedzielę. Ferrari wydawało się, że ma wyścig z głowy. Ale Vettel walczy wciąż o mistrzostwo, więc nie odpuścił. Połykał kolejnych rywali jak wieloryb kryl. - Nie udało się wskoczyć na podium, zostałem skutecznie zablokowany przez Bottasa i Ricciardo. Potem nie było już szans na wyprzedzanie - mówił były czterokrotny mistrz świata na mecie, na której ostatecznie zameldował się na 4. miejscu.

Był dość zdegustowany. Nie dość, że znów stracił punkty do Hamiltona i różnica wynosi już 34. Dwa, że w walce o zmniejszenie strat nie mógł mu pomóc Raikkonen, który mógł np. odebrać szansę na dobre miejsce Hamiltonowi. Trzy, że już za metą Vettel zderzył się z Lancem Strollem z Williamsa, w efekcie jego Ferrari zostało bez prawej tylnej części, koło wylądowało zawinięte na bolid, a Niemiec wrócił do pit lane na "masce" Pascala Wehrlaina, który zafundował mu podwózkę. Sędziowie nie ukarali nikogo za ten kuriozalny wypadek.

Po GP Malezji Hamilton umacnia się na pozycji lidera, na pięć wyścigów do końca sezonu F1. Drugi jest Vettel, trzeci Valtteri Bottas, czwarty Daniel Ricciardo, który na Sepang był na najniższym stopniu podium. Zwycięzca Verstappen jest w generalce szósty, za Raikkonenem.

Kolejny wyścig w Japonii za tydzień.

Wyniki GP Malezji:

F1F1 screen

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.