Sebastien Buemi: Kubica wróci, jeśli będzie w stanie walczyć z najlepszymi

- Taki zespół inwestuje potężne pieniądze i ogrom wysiłku nie po to, żeby to była fajna historia. Oni to robią tylko dlatego, żeby poprawić swoją sytuację. Nie robiliby tego, by zadowolić kogokolwiek - mówi Sebastien Buemi, były kierowca F1, obecnie startujący w zespole Toyoty w mistrzostwach świata w wyścigach długodystansowych (WEC).

Buemi nie ścigał się w F1 od 2011 roku, do 2014 roku pełnił funkcję kierowcy testowego w zespole Red Bull, ale znów wrócił temat jego powrotu do F1. Plotkuje się, że to on miałby być wśród kandydatów do zastąpienia Joylona Palmera w zespole Renault. - Cały czas plotki i możliwości się pojawiają. Jestem kierowcą wyścigowym, a Formuła 1 to jego szczyt. Jeśli będzie taka możliwość, to na pewno ją poważnie rozważę - powiedział Sport.pl Buemi.

Niespełna 29-letni Szwajcar ścigał się w F1 z Robertem Kubicą i jest przekonany, że powrót Polaka do F1 jest więcej niż prawdopodobny.

- Skoro Renault sprawdzało Kubicę po raz kolejny, to tylko po to, żeby upewnić się, że on naprawdę może się ścigać. Taki zespół inwestuje potężne pieniądze i ogrom wysiłku nie po to, żeby to była fajna historia. Oni to robią tylko dlatego, żeby poprawić swoją sytuację. Nie robiliby tego, by zadowolić kogokolwiek, robią to tylko dlatego, że to jest dobre dla nich - uważa Buemi.

- To byłaby świetna historia. Znam Roberta i wiem, że on nie będzie się cieszył z jazdy, jeśli nie będzie w stanie walczyć z najlepszymi. I tylko wtedy zdecyduje się na powrót. Jeśli wszystko się dobrze ułoży, to będzie niesamowite - dodaje Szwajcar.

Pomiędzy Nurburgringiem a Nowym Jorkiem

Dla niego jest to jeden z najtrudniejszych weekendów w karierze. Buemi łączy starty w Formule E (wyścigi samochodów elektrycznych) z jazdą w WEC (mistrzostwa świata w wyścigach długodystansowych), a w ten weekend kalendarze obu serii ze sobą kolidują. Formuła E ściga się w Nowym Jorku, WEC ma przystanek na legendarnym Nurburgringu. Buemi jest w Niemczech z zespołem Toyoty, gdzie będzie walczył o pozycję lidera w cyklu. W Formule E jest na czele stawki, ale nie będzie miał szansy bronić swojej pozycji przed Lucą di Grassim. Podczas sobotniego spotkania z mediami na Nurburgringu nie mógł się oderwać od transmisji z kwalifikacji w Nowym Jorku.

- Nie myślałem prawie w ogóle o Nowym Jorku aż zobaczyłem, że trwają kwalifikacje, więc chciałem obejrzeć. Będzie mi bardzo ciężko zobaczyć jak się ścigają, bo sobotni wyścig jest o godz. 22, a niedzielny kończy się wtedy, kiedy i my będziemy dojeżdżać do mety. Jedyne co jest pewne, to że nic nie mogę zmienić, bo tam nie jadę - powiedział.

Buemi jest liderem Formuły E, ale prowadzenie w cyklu może stracić po wyścigach w Nowym Jorku, jeśli Lucas di Grassi zdobędzie w USA o 32 punkty więcej od niego. - On nie musi nawet dwa razy wygrać. To bardzo trudna sytuacja, że nie mam możliwości bronić pozycji lidera. Przegrać na torze to jedno, ale nie móc nawet stanąć do walki to co innego. Wielka szkoda. Nie mogę być jednak zły. Wiedziałem przed początkiem sezonu, że terminy się na siebie nakładają. Szkoda, bo wydawało się, że jest możliwość, żeby jakoś tę sytuację rozwiązać, ale się nie udało. Smutno mi z tego powodu. To w sumie wielki wstyd, że lider mistrzostw nie może bronić swojej pozycji - stwierdził.

Szwajcar jest jednak w stu procentach skupiony na tym, co się będzie działo w ten weekend na Nurburgringu. - Spodziewamy się, że Porsche będzie mieć delikatną przewagę, ale samochód numer 7 wygrał kwalifikacje i jesteśmy w grze. Mamy dobrą pozycję, by walczyć o zwycięstwo - mówi.

Samochód z numerem 8, który Buemi będzie prowadził na zmianę z Anthonym Davidsonem i Kazukim Nakajimą startuje z czwartej pozycji. - Wyścig trwa sześć godzin, zawsze lepiej zaczynać z przodu, ale jak nie wygrasz, to nie możesz szukać wymówek w kwalifikacjach. W F1 jakbyś zaczynał z tyłu, uzyskać dobry wynik byłoby bardzo ciężko. Tutaj mamy długi wyścig, wiele rzeczy jest możliwych - stwierdził.

W dwóch ostatnich startach na Nurburgringu zespół Toyoty kończył poza podium. - Jesteśmy tu trzeci raz i dopiero powoli zaczynamy rozumieć, czemu nasz system odzyskiwania energii i w ogóle cały samochód nie funkcjonuje tutaj najlepiej. Wiemy, że ten wyścig jest jednym z punktów w mistrzostwach świata, ale nie będziemy budować samochodu z myślą tylko o tym, żeby tu wygrać. Tutaj zawsze jesteśmy nieco słabsi. Chcemy wyjechać z myślą, że jesteśmy w stanie walczyć z Porsche, a w kolejnych wyścigach powinno być nam już lepiej - dodał.

Robert Kubica po raz kolejny za kierownicą bolidu F1

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.