Marcin Budkowski dyrektorem wykonawczym Renault został pod koniec ubiegłego roku. Zadaniem 40-letniego inżyniera w zespole F1 będzie m.in. wspieranie rozwoju fabryki w Enstone.
- W ostatnich miesiącach Renault przyspieszyło, jeśli chodzi o rozwój fabryki w Enstone. W tej sytuacji było jasne, że nasza struktura wymaga wzmocnienia. Misją Marcina będzie kontynuowanie i wspieranie tego procesu, tak aby Renault dołączyło do czołowych ekip w F1 do 2020 roku. Marcin będzie mieć do dyspozycji sprawdzony personel, do którego należą Bob Bell, Nick Chester czy Rob White. Jego transfer to doskonała wiadomość i dowód, że jesteśmy zdeterminowani, by osiągać nasze cele - mówił kilka miesięcy temu Cyril Abiteboul, dyrektor zarządzający Renault.
Budkowski przed podpisaniem kontraktu z Renault był szefem departanemtu technicznego FIA. To oznacza, że Polak miał dostęp do tajemnic, danych i informacji wszystkich zespołów występujących w Formule 1, co zdaniem niektórych może teraz wykorzystać w uzyskaniu przewagi dla ekipy z Enstone.
- Pierwsze plotki o tym usłyszeliśmy w Malezji. Praca Marcina dała mu przywilej zaglądania za kulisy. W ten sposób poznał szczegóły wszystkich bolidów na 2018 rok - mówił niedawno Christian Horner, szef Red Bull Racing.
W podobnym tonie wypowiadał się również szef Force India, Otmar Szafnauer. - Trzy miesiące to za mało. Powinien nie pracować przynajmniej przez rok - mówił 53-latek.
- Zależy nam na zachowaniu tajemnic naszego bolidu i stabilności naszej organizacji - dodaje Toto Wolff, szef Mercedesa.
Wielkiego sprzeciwu przeciwko zatrudnieniu Polaka nie rozumieją szefowie Renault, którzy bronią swojej decyzji.
- Dla mnie sekrety innych zespołów nie są najważniejsze. Zatrudniliśmy Budkowskiego ze względu na jego doświadczenie i umiejętności, które pomogą nam w rozwoju zespołu.
Ostatecznie szefowie Renault zdecydowali się iść na kompromis, aby uniknąć większego konfliktu. W tym celu zwiększyli zakaz konkurencji Polaka, co oznacza, że zamiast w styczniu, pracę rozpocznie on dopiero w kwietniu. Dzięki temu nie będzie brał udziału w budowie bolidu na nadchodzący sezon i zabraknie go podczas Grand Prix Australii.
Niewiele brakowało, a Renault mogło zatrudnić dwóch Polaków. Latem ubiegłego roku Renault testowało bowiem Roberta Kubicę. Polak jeździł m.in. na węgierskim Hungaroringu i osiągał bardzo dobre wyniki. Wydawało się, że jego powrót do francuskiego zespołu to tylko kwestia czasu.
Ale Renault zdecydowało, że Jolyona Palmera zastąpi Carlos Sainz Jr - choć pozyskanie Hiszpana to część rekompensaty za decyzję Toro Rosso, które zrezygnowało z silników nowego zespołu Sainza. Po dopięciu szczegółów transferu Sainza przedstawiciele Renault zawarli jednak umowę z McLarenem, któremu będą dostarczać silniki. Owe porozumienie miało być kluczową kwestią w pozyskaniu młodego kierowcy.
Później Kubica był również testowany przez Williamsa, który ostatecznie zatrudnił Siergieja Sirotkina. Polak został natomiast kierowcą testowym brytyjskiego zespołu.
WILLIAMS MARTINI RACING Announces Robert Kubica as 2018 Reserve and Development Driver.
- WILLIAMS RACING (@WilliamsRacing) 16 stycznia 2018
Full story ?? https://t.co/VszT8aTueT #WeAreRacing pic.twitter.com/MVAXQ60LMk