Robert Kubica przed decyzją: lepiej startować ze słabym Williamsem niż być w symulatorze Ferrari?

Co będzie w przyszłym sezonie robił Robert Kubica: spełni marzenie o powrocie do ścigania w F1, ale w najsłabszym zespole, czy zostanie członkiem ekipy bijącej się o mistrzostwo, ale nie będzie miał szans na choćby chwilę na torze przez cały sezon?

Plebiscyt Moto.plPlebiscyt Moto.pl Moto.pl

Odkąd Williams ogłosił w styczniu, że Polak będzie kierowcą rezerwowym, Robert Kubica powtarza jak mantrę, że jego celem jest znaleźć się w aucie F1 na prostej startowej sezonu 2019. Po raz ostatni ścigał się w królowej motorsportu osiem lat temu. Jego błyskotliwą karierę przerwał rajdowy wypadek, w którym niemal stracił życie. W 2017 roku wrócił do świata F1 na testy z Renault, od stycznia jest członkiem zespołu. To są naprawdę wielkie osiągnięcia. Do pełnego powrotu brakuje tylko startu w wyścigu. A na to szanse wciąż są.

Na nieco ponad dwa tygodnie przed zakończeniem sezonu 2018 tylko w dwóch zespołach są jeszcze wolne miejsca. Toro Rosso nie ma jeszcze potwierdzonego partnera dla Daniiła Kwiata, Williams drugi rok z rzędu zwleka z ogłoszeniem kierowcy numer dwa, tym razem będzie to partner dla debiutanta George’a Russella. O to drugie miejsce w brytyjskim zespole ubiega się właśnie Kubica. Drugą jesień z rzędu trwa wielotygodniowy serial spekulacji, czy Williams da mu wreszcie szansę.

Nie chciałbym znaleźć się w takiej sytuacji, jak w ubiegłym roku. Każdy człowiek powinien mieć swój deadline i honor. Jeszcze nie ma decyzji, ale będzie ona dosyć szybko. Nie będę czekał do grudnia, nie będę bawił się w jakieś „oczekiwanie” - mówił w październiku.

Polak po Grand Prix Meksyku mówił o dwóch tygodniach, które dał Williamsowi. Ten czas powoli mija. Z kolei Claire Williams stwierdziła w podcaście F1, że ich wybór już wkrótce. - Decyzję ogłosimy przed końcem tego sezonu. Na razie nic nie wyjawiam, nie chcę psuć niespodzianki - stwierdziła. 

Co miała na myśli, nie wiadomo. Czy decyzja została już podjęta? W kontekście tego zespołu warto czekać aż do oficjalnego komunikatu. Claire Williams w przeciągu kilku ostatnich tygodni udzielała sprzecznych ze sobą wypowiedzi odnośnie terminu ogłoszenia składu na przyszły sezon.

Na czym zależy Williamsowi?

W walce o miejsce w Williamsie Kubica za głównych konkurentów ma Siergieja Sirotkina, który obecnie ściga się dla Williamsa, oraz Estebana Ocona, który stracił miejsce w Force India, a na giełdzie nazwisk przewijają się takie postaci jak Esteban Gutierrez czy Nyck de Vries. A być może jest na tej liście ktoś jeszcze.

Szanse Kubicy w starciu z rywalami ocenić ciężko, bo nie do końca wiadomo, na czym zależy Williamsowi. Gdyby pod uwagę umiejętności, formę i potencjał kierowców, to powinien być w grze o ten fotel. Ale tylko Williams ma pełne spektrum danych - w końcu pracują ze sobą cały sezon. Tylko ten zespół wie, na co stać Kubicę i jak to się odnosi do jego rywali do miejsca w składzie. Oficjalnymi czasami z oficjalnych sesji nie ma co sobie głowy zawracać, zespoły mają mnóstwo narzędzi, by sprawić, by kierowca nie mógł wypaść lepiej niż tego oczekują lub też gorzej niż powinien. Polityczne zagrywki w garażach nie są niczym nowym. Doświadczenie? Sirotkin i Ocon z tego zestawu najwięcej kilometrów obecnymi autami, Kubica ma najbogatsze doświadczenia wyścigowe.

Wydaje się jednak, że priorytetem będzie, tak jak przed rokiem, kasa. W mediach padają kwoty w przedziale 15–20 mln funtów - tyle dobrze mieć, by ścigać się dla Williamsa. Dlaczego aż tak zawrotna suma? Brytyjski zespół na sezon 2018 zbudował fatalny samochód i ciągnie się w ogonie stawki. Przez to, że Stroll z Sirotkinem wyjeździli najmniej punktów ze wszystkich, Williams na wielki kawałek tortu przy podziale zysków F1 też liczyć nie może. Do tego przyszłość też nie maluje się w świetlanych barwach. Team lada moment straci tytularnego sponsora Martini, a także pieniądze ojca Lance’a Strolla. Nowych partnerów na horyzoncie na razie nie widać. Kuleją finanse. Dlatego zespół życzyłby sobie, by kierowca numer dwa przyciągnął za sobą furmankę mamony. Czy budżet, który stałby za Kubicą, byłby dla Williamsa wystarczający?

Czy powrót w najgorszej ekipie ma sens?

Williams nie wygląda jak zespół, w którym warto spełnić marzenia o powrocie do ścigania się w F1. Choć brytyjscy dziennikarze przekonują, że słabszy rok może przydarzyć się każdej ekipie, to jednak tu nie ma nadziei na to, że może być lepiej. Zespół jest wewnętrznie podzielony, w przeciągu niespełna dziewięciu miesięcy dowiedzieliśmy się o odejściu trzech kluczowych inżynierów, ludzie do pracy w Williamsie się nie garną, a dyrektor techniczny Paddy Lowe zdaje się nie kontrolować tego, co się dzieje.

Poza tym, szefowa Claire Williams przyznała, że gwarancji na lepsze jutro nie da. - Nie wiem, jak dobre będziemy mieli auto. Możemy poprawić się o pięć sekund na okrążeniu, ale i nasi rywale mogą wykonać postęp i nadal będą nas dzielić trzy sekundy. Nie mogę niczego zagwarantować - mówiła w oficjalnym podcaście F1.

I z tego sprawę zdaje sobie Kubica. Przez rok w Williamsie napatrzył się, jak wygląda sytuacja wewnątrz zespołu i być może wie, że jeśli miałby jeździć dla najsłabszej ekipy w stawce, to na własnych warunkach. Dlatego wyznaczył zespołowi termin na podjęcie decyzji, by nie zostać potraktowanym jak przed rokiem - jako element negocjacji i podbijania stawki w rozmowach ze sponsorami Sirotkina. I zachować się w porządku w stosunku do samego siebie. Bo może tym razem nie warto bić się o powrót na prostą startową w byle jakim aucie i zmierzającym w bylejakość zespole?

- Byłoby miło, gdybym mógł ścigać się w przyszłym roku, ale mój powrót musi odbyć się we właściwy sposób. Nie chcę do niczego zmuszać. To ma być nagroda za przebytą długą drogę. To musi dotyczyć środowiska oraz ludzi, z którymi pracuję. Nie jest tajemnicą, że Williams poszukuje partnerów, którzy uzupełnią miejsce Lance'a. To zależy, czego oni oczekują od drugiego kierowcy. Mogę im pomóc tylko wtedy, kiedy nasze cele będą identyczne. Muszą sprostać temu, co ja mogę im zaoferować - mówił Kubica w "auto motor und sport".

W Ferrari spełniłby marzenie

Ewentualne rozstanie z Williamsem nie musi oznaczać kolejnego rozstania z F1. Opinii publicznej znana jest przecież jeszcze druga opcja, która pozwoli Polakowi pozostać w świecie F1, choć już szans na starty w przyszłym sezonie nie daje. Chodzi o Ferrari, które poszukuje kierowcy symulatora.

- Moimi celami było dostać się do F1, zdobyć mistrzostwo świata i ścigać się dla Ferrari - mówił Kubica. Pierwszy cel zrealizował, drugiego pewnie już mu się nie uda, a ostatni był bliski spełnienia. Od 2012 roku miał być partnerem Fernando Alonso. Szansę zabrał mu rajdowy wypadek. Teraz Kubica znów mógłby wrócić do zespołu, który wtedy na niego czekał.

- Jeżeli byłaby szansa na założenie czerwonego kombinezonu nawet na krótki test, wówczas spełni się jedno z moich największych marzeń. Już raz byłem bliski, ale nie udało się ze względu na mój wypadek. Nie mówię, że to się wydarzy, ale jeżeli będzie na to szansa, to pomyślę o tym - stwierdził w "auto motor und sport".

Ferrari otwiera drzwi

Rola kierowcy symulatora w Ferrari to odpowiedzialne zadanie. Praca polega przede wszystkim na pomocy w znalezieniu optymalnych ustawień dla kierowców wyścigowych na weekendy Grand Prix. W symulatorze szuka się przewag, poprawia błędy, dokonuje dalszych analiz warunków, gdy na torze nad autem pracować nie można. W Ferrari to stanowisko traktowanej jest bardzo poważnie. To tu odbywa się część walki o mistrzostwo świata. I w to mógłby być zaangażowany Kubica.

Czym różniłaby się praca w Ferrari od tej, którą wykonuje teraz dla Williamsa? Na pewno nie byłoby go na torze w każdy weekend Grand Prix, czyli uniknąłby wyczerpujących podróży. Ten czas spędzałby w symulatorze w Maranello. Czy dostałby szansę jazdy aktualnym samochodem? Byłoby o to trudno. Ferrari podczas weekendów Grand Prix korzysta tylko z kierowców wyścigowych, a podczas testów też auto oddaje rezerwowym dość sporadycznie.

Ale praca w Ferrari otwiera wiele furtek. Przykład pierwszy z brzegu to sam Kwiat, który po roku pracy dla Włochów wraca do ścigania się w F1. Poza tym, włoski koncern ma wpływ na dwie inne ekipy - Haasa i Saubera, więc w razie jakichś perturbacji może być jednak dość blisko do kokpitu wyścigowego, niekoniecznie w Ferrari. Włosi mogą też ułatwić ściganie się poza F1, ale w swoich barwach - mają m.in. program w wyścigach długodystansowych w klasie GT. 

O żadnej dacie granicznej ze strony Ferrari nie wiadomo. Zespół zapewne wolałby już teraz mieć zatrudnionego kierowcę do symulatora. Oprócz Kubicy do tej roli przymierzany jest też Pascal Wehrlein, ale nie wyklucza się, że obaj mogliby pełnić tę funkcję. Niemiec miałby też być kierowcą rezerwowym w Sauberze. 

Lepiej być w Williamsie na starcie niż w Ferrari w symulatorze?

Dlaczego Robertowi Kubicy tak zależy na ściganiu się w słabym samochodzie, choć ma możliwość współpracy z zespołem z absolutnej czołówki? Dobrze tę kwestię wyjaśnia Geido van der Garde, były kierowca Caterhama, w serwisie Racer. -  F1 to najwyższy poziom motorsportu i dostanie się do zespołu jest wielkim osiągnięciem. Jesteś jedną z 20 osób, które będą się ścigać o mistrzostwo świata. Jako kierowca zawsze będziesz chciał tę szansę wykorzystać. Może nie będziesz bił się o zwycięstwo a o 16. lokatę, ale nawet w małym zespole możesz pokazać na co cię stać i pokazać swój pełen potencjał. Kierowcy F1 są ślepi na inne serie. Nie myślą o ściganiu się gdzieś indziej, jeśli mają cień szansy na jazdę w F1 - pisze Holender.

Kubica na pewno chce sprawdzić, jak sobie poradzi w wyścigach. Bo to, że sobie poradzi, wie. - Gdyby tak nie było, w życiu bym się tu nie pojawił - mówił Sport.pl na Hungaroringu. Dlatego nie rzucił się na propozycję Ferrari, tylko wciąż czeka na rozwój wydarzeń w Williamsie. Bo ten cień szansy na ściganie w F1 wciąż jest.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.