F1. Frustracja w Lotus Renault

Źle się dzieje w Lotus Renault. Pod koniec frustrującego sezonu atmosfera zgęstniała, bo szef teamu odpowiedzialnością za słabe wyniki obarcza swoich kierowców, a ci mają ponoć dość krytyki. Problemy zespołu Roberta Kubicy mają jednak znacznie głębszy wymiar. Na tym etapie nie wiadomo nawet do końca, kto jest właścicielem ekipy.

Redaktor to dopiero jest kibic! Poznaj nas na profilu Facebook/Sportpl ?

- Osiągamy wyniki poniżej naszych możliwości - mówił przed tym weekendem Eric Boullier. Od dłuższego czasu Francuz odpowiedzialnością za słabe rezultaty obarcza wyłącznie swoich zawodników. Tak, jakby zespół funkcjonował idealnie, a wcale tak nie jest.

Na nienajlepszą atmosferę, która panuje obecnie w Lotus Renault uwagę zwracają rosyjscy dziennikarze. Rok temu Boullier dał Pietrowowi ocenę 7 na 10 za pierwszy sezon startów w F1, podczas gdy sam Rosjanin przyznał sobie cztery punkty. Wszyscy wychwalali Witalija pod niebiosa (to, że Kubica spisuje się doskonale było normą) i choć w ostatnich pięciu wyścigach Pietrow dwa razy się rozbił, klepali go po plecach, bo kwalifikacje zakończył przed, w wyścig tuż za Polakiem.

Teraz z weekendu na weekend szef teamu coraz ostrzej go krytykuje, podobnie zresztą jak i Bruno Sennę. Menedżerka Rosjanina powiedziała nawet na ten temat kilka gorzkich słów. Bo Witalij zrobił wyraźne postępy i jest szybszy niż w sezonie 2010, ale mimo to zespół jest rozczarowany postawą jego, oraz wszystkich pozostałych zawodników, którzy przewijali się w tym roku w kokpicie.

Takie zachowanie szefa może być przejawem głębszych frustracji, bo sytuacja ekipy nie jest najlepsza. Już od zeszłego roku raz na jakiś czas wypływały wiadomości o jej problemach finansowych. Nowy właściciel Gerard Lopez - który uratował team przed bankructwem - nie miał ochoty inwestować w Formułę 1. Budżetu poszukiwał gdzie indziej, ale jego nowatorski - jak sam go przedstawiał - model biznesowy nie sprawdził się, więc pieniędzy od sponsorów jest mało.

Senna został zatrudniony w miejsce Nicka Heidfelda nie ze względu na swoje umiejętności, lecz na fakt, że za każdy wyścig płaci około 300 000 euro. W kategoriach Formuły 1 nie jest to wielka kwota, skoro sponsorzy Pastora Maldonado, startującego w Williamsie wydają grubo ponad 30 milionów rocznie. Lotus Renault potrzebowało jednak tych "drobnych" od Brazylijczyka, aby dotrwać do końca sezonu. Swoją drogą fakt, że team postawił na Rosjanina, który wnosi mniej niż połowę tego, co Wenezuelczyk do Williamsa (a Maldonado wcale nie jest gorszy od Pietrowa), też jest wielką porażką biznesową właściciela.

Lopez przejął ekipę od koncernu Renault po zakończeniu sezonu 2009, kiedy Francuzi byli gotowi ją zamknąć. Uratował team przed upadkiem, ale potem nie zrobił nic, aby odbudować jego potęgę. W padoku narobił sobie wrogów i ponoć nawet Bernie Ecclestone chce się go pozbyć z Formuły 1 tak szybko, jak się da. Co więcej dobrze poinformowane źródła donoszą, że Lopez nie rozliczył się nawet z Renault i wciąż jest winien koncernowi nawet 80 procent ceny zespołu! Być może jego udziały przejął lub przejmie producent samochodów Lotus, który od przyszłego roku będzie firmował team swoją nazwą. Kwestie finansowe wciąż są jednak bardzo niejasne, podobnie jak przyszłość.

O słabej kondycji ekipy świadczy w końcu zachowanie personelu. Od zeszłego roku skład regularnie opuszczają cenni i uznani specjaliści, szukając pracy w innych, lepiej rokujących zespołach. Ich utrata oczywiście osłabia Lotus Renault. W obecnej sytuacji przyszłość teamu nie rysuje się wcale w różowych barwach. Jeśli więc Kubica wykuruje się w przyszłym roku i będzie chciał wrócić do Formuły 1 w trakcie sezonu 2012, wcale nie jest powiedziane, że zapuka do drzwi Lotusa.

Śmierć wyścigach. Gwiazdy giną na torze

Więcej o:
Copyright © Agora SA