Grand Prix Turcji. Kto komu dodał skrzydeł

Wypadek i stracony trening w piątek, a potem dominacja w sobotę i niedzielę. ?Sebastian Vettel dodaje Red Bullowi skrzydeł!? - machali transparentami tureccy fani, kiedy mistrz świata zmierzał po zwycięstwo na Istanbul Park

Kiedy w 2006 r. ledwie 19-letni Vettel przechadzał się po padoku jako trzeci kierowca BMW Sauber, który właśnie podpisał kontrakt, bez problemu można było do niego podejść, porozmawiać z nim, a potem porównać go do licealisty wybierającego się raczej pojeździć z kolegami na deskorolce, a nie bolidem F1.

Po pięciu latach Vettel bez asysty fotoreporterów nigdzie się nie ruszy. W niedzielę dziennikarze RTL i BBC pół żartem, pół serio przerywali sobie wywiady z Vettelem, kiedy ten pośród tłumu reporterów i hałasu wykrzykujących jego imię fanów chłodził się w cieniu kwadrans przed startem wyścigu o Grand Prix Turcji. Vettel się śmiał, wyglądał na takiego, który w tej sytuacji czuje się świetnie.

Potem wsiadł do red bulla, minutę przed startem zamknął oczy w akcie całkowitej koncentracji. A później na krótkiej prostej do pierwszego zakrętu nie pozwolił na próbę ataku Nico Rosbergowi w mercedesie i pomknął do mety. Wygrał bez najmniejszego problemu. - Mieliśmy komfortową sytuację - przewaga pozwalała nam kontrolować przebieg zdarzeń i dostosowywać taktykę - mówił po wyścigu.

Vettel wyjeżdża z Turcji jako zadowolony z siebie lider klasyfikacji generalnej (nad Lewisem Hamiltonem z McLarena ma aż 34 pkt przewagi) i murowany kandydat do mistrzostwa. Niemiec wymazał złe wspomnienia z Istanbul Park z poprzednich sezonów - dwa lata temu ruszał z pole position, ale prowadzenie stracił po własnym błędzie. W 2010 r. atakował lidera, a zarazem kolegę z zespołu Marka Webbera, ale po kolizji z nim skończył wyścig na poboczu.

Katastrofalne błędy, złe decyzje i nerwowa jazda w wykonaniu Vettela to już jednak przeszłość - 24-letni mistrz świata wygrał sześć z ośmiu ostatnich wyścigów, zdobył pięć kolejnych pole position, do dziewięciu poprzednich wyścigów startował z pierwszego rzędu. Ostatni weekend zaczął od kraksy i straconego treningu w piątek, ale rezonu nie stracił. W sobotę i niedzielę dominował.

Wciąż są jednak fachowcy, którzy powątpiewają w talent Vettela i na pytanie o to, kto komu dodaje skrzydeł - zespół kierowcy czy kierowca zespołowi? - odpowiadają, że Niemiec sukcesy zawdzięcza przede wszystkim potędze Red Bulla i jego świetnemu projektantowi Adrianowi Neweyowi. A jako najlepszego w stawce wskażą Fernanda Alonso z Ferrari.

Dlaczego? Bo Vettel nie potrafi wygrywać po walce. Z 13 zwycięstw, jakie odniósł w karierze, aż 10 to triumfy po starcie z pierwszego pola. Dwa kolejne wyścigi Niemiec wygrał, ruszając z drugiego miejsca, a jeden - z trzeciego. Aż 9 z 19 pole position kończyło się za to wynikiem poniżej pierwszego miejsca.

Argument, że o klasie Vettela świadczy jego dominacja nad kolegą z zespołu, jest słuszny, ale też da się go zbić - Webber, który w tym roku skończy 35 lat i niedawno użył nawet słowa "emerytura", nigdy nie był uznawany za kierowcę wybitnego. W niedzielę nie zdołał choćby spróbować zaatakować Vettela, bo już na starcie wyprzedził go Rosberg.

- Red bulle są dla nas po prostu zbyt szybkie, kwalifikacje to dla nich łatwizna - mówił po kwalifikacjach w Turcji Hamilton, który miał walczyć z Vettelem o zwycięstwo. Jego słowa też oddają przekonanie z garażów F1, że Red Bull byłby na czele, gdyby prowadził go inny kierowca niż Vettel.

W wyścigu na Istanbul Park walki o zwycięstwo nie było, ale za plecami Vettela działo się wiele ciekawych rzeczy. Nawet jeśli odliczy się irytująco łatwe wyprzedzenia na prostej przed zakrętem nr 12, w których - zgodnie z tegorocznymi przepisami - atakowany nie mógł się bronić ruchomym tylnym skrzydłem tak, jak robił to atakujący. Piękną walkę stoczyli w mclarenach Hamilton i Jenson Button, w pogoni za drugim miejscem imponujące manewry pokazywali Webber i Alonso. Wygrał ten pierwszy, bo jechał w red bullu, a nie w ulepszonym, choć wciąż słabszym ferrari.

Na metę Webber wjechał jednak aż 8,8 sekundy za Vettelem, któremu Red Bull dodaje widocznie większych skrzydeł. Choć, kto wie, może mistrz świata dodaje jednak zespołowi coś od siebie?

Spokojny Boullier, niezadowolony Heidfeld ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.