F1. Szalona jesień Marka Webbera

Jest za stary, za wolny, ma zbyt mały potencjał marketingowy. O tytuł ściga się na torze z mistrzami świata, we własnym garażu walczy z młodą gwiazdą i niechętnym mu szefostwem zespołu. Czy Mark Webber zdąży zdobyć mistrzostwo?

Dwa wyścigi przed końcem sezonu Webber ma 220 punktów i jest drugi w klasyfikacji generalnej. Prowadzi Fernando Alonso (Ferrari, 231 punktów), trzeci jest Lewis Hamilton (McLaren, 210), czwarty Sebastian Vettel (Red Bull, 206), matematyczne szanse na tytuł ma też Jenson Button (McLaren, 189). W niedzielę odbędzie się wyścig w Brazylii, tydzień później - w Abu Zabi.

Mistrzostwo świata jest celem każdego kierowcy, ale dla Webbera jest to już kwestia wyścigowego życia lub śmierci - Button, Hamilton i Alonso mistrzami już byli, najmłodszy z czołówki 23-letni Vettel szans na tytuł będzie miał jeszcze wiele. 34-letni Australijczyk sam przyznaje, że blisko mu do końca kariery.

Kariery, w której było więcej upadków niż wzlotów. W 1997 roku 21-letni Mark dzwonił z Anglii do Australii i płakał ojcu w słuchawkę. - Myślałem, że będę musiał się poddać i wrócić do domu - wspominał po latach. Miał talent i ambicję, ale brakowało mu pieniędzy i znajomości. W krytycznym momencie finansowo wspomógł go australijski rugbista, a menedżerem - później żoną - została Ann Neal, Brytyjka zajmująca się australijską Formułą Ford.

Zawodowym kierowcą Webber został w 1998 roku, ale z Mercedesa, którego miał reprezentować w wyścigach GT, wyleciał rok później po rozbiciu dwóch samochodów przed zawodami. W Formule 1 przez lata ścigał się w słabych lub przeciętnych zespołach - miał przebłyski i przeważnie był lepszy niż kolega w tym samym samochodzie.

Z Red Bullem Webber podpisał kontrakt przed sezonem 2007 i okazało się, że znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie. Austriacki zespół rok temu zbudował świetny samochód, sprowadził Vettela i stał się kandydatem do mistrzostwa. Australijczykowi w pogoni za zwycięstwami nie przeszkodziło nawet złamanie nogi w wypadku rowerowym - w lipcu 2009 roku Webber wygrał swój pierwszy wyścig Formuły 1.

Klasę polegającą na równej, solidnej jeździe bez fajerwerków potwierdzał wielokrotnie, ale austriacko-niemieckie szefostwo Red Bulla przyszłość ekipy widzi w młodym i brawurowym Vettelu. - Mogę z nim podpisać kontrakt nawet do 2028 roku. Mark? On już przeżywa jesień swojej kariery - mówił ostatnio szef zespołu Christian Horner.

Obraz deklarowanej równości kierowców zamazał się w tegorocznym Grand Prix Wielkiej Brytanii, kiedy jedyne przednie skrzydło, które zdążyła wyprodukować fabryka, zamontowano w samochodzie Vettela. Kilka tygodni wcześniej w Turcji, kiedy Vettel spowodował kolizję z Webberem na czele wyścigu i pozbawił zespół podwójnego zwycięstwa, szefowie ekipy szukali dla Niemca usprawiedliwień.

- Gdybym był dziesięć lat młodszy, to ja byłbym taką gwiazdą jak Sebastian. Najlepszym sposobem oceny kierowcy jest jednak regularność, z jaką zdobywa się punkty - mówi Webber. Zastosowanie się do jego wskazówek wcale nie stawia go jednak w lepszym świetle. Australijczyk ma w tej chwili więcej punktów niż Vettel, ale Niemca dwukrotnie pozbawiła zwycięstw awaria silnika, podczas gdy Webber w ostatnim wyścigu w Korei sam najechał na śliski krawężnik i rozbił się o ścianę. W kwalifikacjach, które najlepiej oddają różnicę w umiejętnościach, minimalnie szybszy jest Vettel.

Wyścigowe legendy, m.in. Niki Lauda, twierdzą jednak, że Red Bull nie ma wyjścia. - Jeśli nie postawią wszystkiego na Webbera, mogą nie zdobyć tytułu - mówi były trzykrotny mistrz świata. Horner zapowiada jednak, że obaj kierowcy pojadą w Brazylii o wygraną, choć możliwe, że podejście zespołu zmieni się w trakcie wyścigu.

Mistrzostwo Webbera, na którego miejsce w Red Bullu łypie już okiem pilotowany przez koncern młody Jaime Alguersuari z Toro Rosso, byłoby także nie po myśli właściciela praw komercyjnych do Formuły 1 Berniego Ecclestone'a. Dzięki Webberowi oglądalność wyścigów w Australii rośnie, ale to Hiszpania, Niemcy i Anglia są najbardziej zwariowanymi na punkcie Formuły 1 krajami na świecie.

Webber walczy na przekór wszystkim i jeśli w Brazylii nie będzie niżej niż na czwartej pozycji, na pewno nie straci szans na tytuł przed Abu Zabi. Australijczyk apetyt ma jednak większy - rok temu to właśnie on wygrał w Säo Paulo.

Sport.pl na Facebooku! Sprawdź nas ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.