Na 40. okrążeniu GP Turcji doganiający prowadzącego Webbera Vettel zdecydował się na atak. Niemiec, próbując zamknąć koledze z teamu drogę, wpadł na niego, nadział się na spojler Australijczyka, przebił oponę i kręcąc się wokół własnej osi wypadł z toru. To był dla niego koniec wyścigu. Webber natomiast musiał zjechać do alei serwisowej po nowe przednie skrzydło i stracił prowadzenie na rzecz kierowców McLarena - Hamiltona i Buttona.
Wśród mnóstwa negatywnych konsekwencji owego zdarzenia, zaczynając na stracie punktów, a kończąc na zagęszczonej atmosferze w teamie, David Coulthard - były kierowca Red Bulla, dostrzega jeden zasadniczy plus.
- Od strony marketingowej to było świetne zajście. Cały świat pisał o Red Bullu. To była niesamowita promocja marki - mówi Coulthard.
Trudno się z nim nie zgodzić. Red Bull nie schodził z czołówek gazet i portali internetowych przez kilka dni. A przecież słynna maksyma ludzi zajmujących się promocją brzmi: "Nie jest ważne, co o tobie piszą, ważne, że piszą w ogóle."
David Coulthard nie chciał wskazywać palcem winnego feralnego zderzenia Vettela z Webberem. Powiedział jednak:
- Mówienie, że kierowca powinien zwolnić, jest jak dawanie dziecku loda, a potem zakazanie mu zjedzenia go. Każdy broni własnych interesów.
Red Bull - Renault, poprawcie silniki!