Początek sezonu Hiszpan ma fatalny, ale jego winy w tym nie ma. Po prostu zespół McLaren jest kompletnie niegotowy do jakiegokolwiek ścigania, a najwięcej problemów ma z silnikami dostarczanymi przez Hondę. Z powodu problemów technicznych Alonso nie dojechał do mety w Australii, Chinach i Bahrajnie. W ostatni weekend w Soczi nie udało mu się wystartować.
Alonso dał wyraz swojej frustracji w niedzielę przez radio. Gdy auto odmówiło posłuszeństwa na okrążeniu formującym, inżynier poprosił Hiszpana, by spróbował jeszcze raz uruchomić auto. - Ja już próbowałem, sam sobie próbuj - zripostował kierowca.
- Jest źle. Ja nie jestem w stanie nic zrobić, nie mam na nic wpływu. Staram się wykonywać swoją pracę najlepiej jak umiem, ale ktoś inny chyba tego nie robi - rzucił do dziennikarzy zdenerwowany.
W poniedziałek kierowca zaskoczył jednak pozytywnym, a zarazem dość tajemniczym, wpisem na Instagramie. "Nowy dzień, nowy tydzień do odrywania i radowania się. Obserwujcie mnie uważnie, w najbliższych dniach ujawnię wam miłe niespodzianki" - napisał Hiszpan.
O co mu chodzi, nie wiadomo. Prawdopodobnie komunikaty będą związane z jego startem w legendarnym wyścigu Indy500, tak można wnioskować po jego wtorkowej wiadomości, w której zamieścił zdjęcie tabliczki z nazwą ulicy "Alonso Avenue". Poza tym, w tym tygodniu będzie testował samochód zespołu Andretti Autosport, którym wystartuje w amerykańskim klasyku.
Spekuluje się jednak, czy wobec problemów McLarena, Hiszpan nie rzuci brytyjskiego zespołu jeszcze w trakcie sezonu. W niedzielę w rozmowie z dziennikarzami zdecydowanie odrzucił taki scenariusz, nawet gdyby zespół z problemami się nie uporał. - F1 to moje życie. Mam nadzieję, że sytuacja się poprawi - mówił w telewizji Movistar.
Zasugerował jednak, że w przyszłym roku może już nie być kierowcą McLarena. - Zobaczymy co się z nami stanie w 2018 roku - powiedział Alonso, którego łączy się z zespołem Renault.