- Jestem absolutnie zachwycony, co za sesja! - niemal zapowietrzony z radości udzielał wywiadów Christian Horner. Szef Red Bulla ostatnio nie miał powodów, żeby epatować szczęściem przed kamerami. Nawet wtedy, kiedy na podium GP Chin wdrapał się jego kierowca Danił Kwiat, głównie musiał odpowiadać dlaczego 21-letni Rosjanin zepsuł wyścig czterokrotnemu mistrzowi świata Sebastianowi Vettelowi.
Dwa tygodnie temu podczas GP Rosji na torze w Soczi Kwiat nie tylko zderzył się ponownie z Vettelem, ale niemal z premedytacją, jak totalny wariat, dwukrotnie staranował czerwone Ferrari na pierwszym okrążeniu. Niemiec musiał wycofać się z wyścigu, kamery pokazały jak podszedł i rozmawiał ze swoim byłym szefem. To u Hornera zdobył cztery tytuły, nim poszedł do Ferrari. A potem gruchnęła wieść, że Red Bull zdegradował Kwiata do drugiego swojego zespołu w F1 - Toro Rosso, a w jego miejsce awansował 18-latka, Maxa Verstappena. Rzecz niezwykła w F1, spiętej silnie umowami i kontraktami.
- Wspaniały występ Maxa w debiucie, nie mam się do czego przyczepić - triumfował w sobotę Horner, kiedy jego pupil pierwszy raz prowadząc w sesji kwalifikacyjnej Red Bulla zajął 4. miejsce, tuż za nowym kolegą z zespołu Danielem Ricciardo. - Jesteśmy przed Ferrari, co za wspaniały dzień - cieszył się.
To prawda, Red Bull miewał przebłyski, zarówno w kwalifikacjach, jak i w wyścigach, dość ponownie wspomnieć o GP Chin. Ale to właśnie na torze Circuit de Barcelona-Catalunya świat fanów F1 przyglądał im się szczególnie, nie tylko ze względu na nową pracę Verstappena, ale na spodziewaną walkę o miano "najlepszych z reszty świata". Max przez chwilę III części sesji był nawet przed Lewisem Hamiltonem z Mercedesa, nim ten pojechał okrążenie z kosmosu. Obaj kierowcy Red Bulla byli jednak szybsi od Vettela i lepszego tym razem z dwójki Ferrari Kimiego Raikkonena. To mimo wszystko zaskoczenie, bo podczas sesji treningowych ciut lepiej błyszczały Ferrari.
A Kwiat? Nie awansował z Toro Rosso do finałowej dziesiątki, co uczynił Carlos Sainz, jego partner z teamu. Nie taki więc ten Kwiat piękny jak go dotąd malowano. Może bolesna lekcja, degradacja - co w F1 zdarza się bardzo rzadko w trakcie sezonu - podziała nie tylko mobilizująco, ale przede wszystkim wychowawczo.
Mercedes - to cytat z oficjalnej strony F1.com - zdemolował rywali. W II części klasyfikacji zarówno Nico Rosberg jak i Hamilton wyjechali tylko na chwilę na tor, a i tak nad wtedy 10. w klasyfikacji Nico Hulkenbergiem z Force India mieli obaj blisko 3 sekundy przewagi. Na jednym okrążeniu! To monstrualna przepaść.
Niemniej zwycięstwo Hamiltona, co prawda nie pierwsze w tym sezonie w kwalifikacjach, obiecuje emocje. Wiele osób w padoku F1 komentowało fantastyczny występ aktualnego mistrza świata, że jest to jego wielki powrót do walki. Hamilton nawet startując z pole position nie umiał w tym sezonie jeszcze wygrać, towarzyszył mu ponadto pech, psuł mu się bolid rozwalając wyścig lub kwalifikacje. W sobotę w Hiszpanii Brytyjczyk niemal eksplodował energią, za wszelką cenę widać było, że chce odwrócić bieg zdarzeń. A ten w tegorocznej F1 jest dla niego niekorzystny - Rosberg wygrał wszystkie cztery wyścigi (a w sumie z końcówką poprzedniego roku aż siedem!), ma nad Lewisem już 43 punkty przewagi. Jeśli w Katalonii wygra wreszcie Hamilton, choćby od startu do mety, bitwa o tytuł między Mercedesami roznieci się na nowo. W jej blasku swoją wojenkę na torze stoczą uskrzydlone Red Bulle z Ferrari. Vettel, startujący dopiero z 6. pozycji przynajmniej na starcie nie powinien być zagrożony przez ruszającego cztery linie dalej Kwiata. Ale potem, kto wie...
Wyścig o GP Hiszpanii w niedzielę o godz. 14, relacja na Sport.pl - to jest Twój LIVE.
1. Hamilton, 2. Rosberg, 3. Ricciardo, 4. Verstappen, 5. Raikkonen, 6. Vettel, 7. Valtteri Bottas (Williams), 8. Sainz, 9. Sergio perez (Force India), 10. Fernando Alonso (McLaren)
1. Rosberg - 100, 2. Hamilton - 57, 3. Raikkonen - 43, 4. Ricciardo - 36, 5. Vettel - 33.
Nowe kwalifikacje, opony, ''kierowca dnia'' i powrót legendy. Co się zmieniło w sezonie 2016?