F1. Ricciardo zdyskwalifikowany, ale Red Bull przekonany o powodzeniu apelacji

Władze teamu Red Bull, który niedzielne Grand Prix Australii zakończył bez choćby jednego punktu, są pewne powodzenia odwołania, jakie złożyły do władz FIA. Daniel Ricciardo był drugi na mecie w Melbourne, jednak został zdyskwalifikowany za powtarzające się przekraczanie limitu w przepływie paliwa.

Przed sezonem do regulaminu weszły nowe przepisy o przepływie paliwa w bolidzie. FIA zapowiadała, że nie będzie przymykać na nie oka. Po pierwsze waga zużytego paliwa w trakcie wyścigu nie może być większa niż 100 kilogramów, po drugie przepisy zabraniają większego przepływu paliwa niż 100 kg/h (chodzi o chwilowe zużycie). Ricciardo miał często przekraczać ten drugi wskaźnik, co mogło mieć wpływ na jego wynik.

Władze Red Bulla po ogłoszeniu dyskwalifikacji przez władze FIA złożyły odwołanie, a szef teamu Christian Horner jest przekonany o powodzeniu apelacji. Przywróciłaby ona drugie miejsce australijskiemu kierowcy i osiemnaście punktów w klasyfikacji generalnej kierowców. Do czasu rozpatrzenia apelacji wyniki GP Australii są uznawane za nieoficjalne.

- Nie składalibyśmy odwołania, gdybyśmy nie byli absolutnie pewni, że sprawa jest do obronienia - tłumaczy Horner. - Istnieje bowiem bardzo znacząca rozbieżność pomiędzy tym, co odczytywał czujnik, a tym, co wykazały nasze pomiary przy wlewie paliwa. Czujniki FIA są dosyć problematyczne. My opieramy się na swoich własnych danych, gdyż w przeciwnym razie tracilibyśmy bardzo dużo z mocy silnika - dodał.

Środowisko za Red Bullem

Szefa zespołu, który broni w tym sezonie tytułu mistrza świata konstruktorów, popierają ludzie blisko związani z F1. Australijski milioner Paul Stoddart, który w przeszłości był właścicielem teamu Minardi, także jest przekonany o powodzeniu apelacji złożonej przed Red Bulla.

- Inżynierowie Renault wiedzieliby, ile dokładnie paliwa wlali do tego silnika. Mówimy tu o zespołach z budżetami na poziomie 400-500 milionów dolarów. I mają one zdecydowanie lepszy sprzęt niż FIA - powiedział na antenie australijskiego radia.

Jego zdanie podziela korespondent sportowy angielskiego dziennika "The Times" Kevin Eason, który napisał: "W przeciwnym narożniku niż Red Bull jest FIA - organizacja merytorycznie amatorska z budżetem, który jest zaledwie ułamkiem tego, czym dysponują zespoły F1". Według dziennikarza Red Bull będzie w stanie udowodnić, że Ricciardo nie zyskał żadnej przewagi, a zespół zachował się odpowiednio w warunkach, jakie były w Melbourne.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA