Webber nie dostanie prezentu na pożegnanie z F1. Sam Vettelowi też nie da

Zaczyna się ostatni weekend w sezonie - przed GP Brazylii. Po raz ostatni w F1 zobaczymy na Interlagos Marka Webbera. Szef Red Bulla potwierdził, że drugi kierowca tej stajni Sebastian Vettel nie ma zamiaru wystąpić w roli świętego Mikołaja

W piątek treningi, w sobotę o 17 kwalifikacje, w niedzielę o tej samej porze wyścig. Nim zaczniemy na Sport.pl relację na żywo, wiadomo, że tytuł już dawno, i to czwarty raz z rzędu, zdobył Vettel oraz że Webber nie ma szans choćby na podium mistrzostw świata. Jednak dla obu to jeden z najważniejszych wyścigów w życiu i żaden nie odpuści koledze - rywalowi.

37-letni Webber nie miał łatwego życia w zespole. Wielokrotnie, ze szczerością niespotykaną u skrępowanych PR-owskimi zasadami kierowców F1, mówił, że Vettel jest faworyzowany. Nawet jeśli się myli, trafił na człowieka maszynę. Przegrał, jak zapewne mógłby przegrać z nim każdy. Ale w Brazylii wyjdzie ze skóry i być może pokaże cechę, której brak najczęściej zarzucali mu eksperci od wyścigów - agresję, może nawet szaleństwo. Po to, by wygrać dziesiąty raz w karierze, ale też ostatni w F1. Jego miejsce w 2014 r. w bolidzie Red Bulla zajmie Daniel Ricciardo, tak jak on Australijczyk, ale pewnie z racji małego wciąż dorobku mniej pyskaty i buńczuczny.

Jest ogromna szansa na to, że w pierwszej linii na starcie w Interlagos znów - tak w m.in. ostatnio w USA czy Abu Zabi - staną oba fenomenalne Red Bulle. Nieważne, który pierwszy, który drugi. Na jednym okrążeniu podczas ostatnich kwalifikacji o ułamki ułamków sekund lepszy był Vettel. On też zazwyczaj lepiej rusza, potrafi żelazną dyscypliną budować przewagę nad konkurentami na każdym okrążeniu. Ale cuda się zdarzają. Choćby teoretycznie nieudany, dłuższy może o sekundę lub dwie pit-stop. Nie takie rzeczy już w F1 oglądaliśmy. Zespół mógłby oklaskiwać na pożegnanie zwycięskiego Webbera.

Nie tym razem. Vettel być może umiałby trochę zaspać, być może nie walczyłby o zwycięstwo i zapomniał o tym, że z Webberem nie darzą się przyjaźnią, gdyby nie miał na koncie ośmiu wygranych w tym sezonie z rzędu. A tak zrobi absolutnie wszystko, by Webberowi zepsuć pożegnanie. Chce bowiem 26-letni Niemiec wyrównać dwa najpotężniejsze obok liczby tytułów (tych 7 ma Michael Schumacher a 5 Juan Manuel Fangio) rekordy w F1. Najpierw 13 zwycięstw w jednym sezonie należący do Schumachera. Potem 9 zwycięstw z rzędu, rekord Alberto Ascariego, który przetrwał... 63 lata! Motywacji mu nie zabraknie, prawda?

- Mark nie chciałby, aby ktokolwiek podarował mu zwycięstwo - mówi szef teamu Christian Horner i zaraz dodaje: - Byłoby wspaniale zobaczyć go na szczycie podium w pożegnalnym wyścigu.

Ale doskonale wie, że to kurtuazja, bo Vettela nawet jakby chcieli, do niczego nie byliby w stanie zmusić. Wciąż wzbudza sporo emocji finisz tegorocznego wyścigu w Malezji, kiedy losy mistrzostwa dalekie były jeszcze od rozstrzygnięcia, a zespół Red Bulla zakomunikował jadącym na pozycjach P1 i P2 Webberowi i Vettelowi, że mają się nie wyprzedzać, nie walczyć ze sobą i bezpiecznie dojechać do mety. Niemiec ich zignorował, w szatni na mecie Webber bliski był rękoczynów. - Złamałeś nasze zasady - zarzucał partnerowi. Horner bezradnie rozkładał ręce: - Nawet gdybym kazał Vettelowi przez radio, żeby oddał Markowi miejsce, sądzicie, że by mnie posłuchał?

Nie ma mowy, Vettel nie słucha, Vettel jedzie i ma przed sobą cel, w dodatku historyczny. - Walczy o dziewiąte zwycięstwo. Muszą z Webberem stoczyć walkę - mówi Horner. Bo Australijczyk też prezentów rozdawać nie ma zamiaru, wciąż siedzi w nim gorycz, a może to tylko żal, że się nie udało. Tak blisko był w 2010 r., kiedy swoją rywalizację z Vettelem nazwał "fucking intense". - Takie życie. Jeśli strzelasz w stronę gwiazd, musisz się liczyć, że czasem nie trafisz - mówi filozoficznie. - Kiedy wysiądę w niedzielę z bolidu, to będzie wszystko OK. Wrócę do domu do Wielkiej Brytanii, wyjdę na spacer z psem...

Czy wygra i zepsuje rekordowy cug Vettelowi, czy z nim jednak przegra, to i tak nie ujawni, co między nimi było nie tak. "The Telegraph" spytał w Austin, czy może mieć wyłączność na zwierzenia Marka Webbera. Australijczyk powiedział: - Niczego się nie dowiecie, nie ode mnie.

Wiemy tylko, że zaczęło się w 2010 r., kiedy Red Bull walczył o pierwsze mistrzostwo konstruktorów i obu kierowców zarazem. - Kur..., mkniemy po tytuł, dajmy im może równe szanse? A może jednak nie? - szydził kiedyś Webber z postawy zespołu. Przegrał z Vettelem o 14 punktów, Niemiec wygrał dwa ostatnie wyścigi.

A jak zakończy się wszystko w 2013 r. w Brazylii? Na lampkę wina z Vettelem - o której wypiciu Mark zapewnia, że być może się kiedyś na to zdecyduje - jeszcze za wcześnie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.