Formuła 1. Świetny kierowca musi być samolubem?

Sebastian Vettel za nieposłuszeństwo wobec własnego zespołu powinien zostać zdyskwalifikowany na jeden wyścig - mówi John Watson, były kierowca McLarena. Wciąż głośno jest o wybryku Niemca w Grand Prix Malezji.

W niedzielę Vettel wygrał wyścig, atakując 13 okrążeń przed metą kolegę z Red Bulla Australijczyka Marka Webbera, który jechał na pierwszej pozycji. Zrobił to wbrew poleceniom szefów zespołu, którzy po ostatnim pit-stopie powiedzieli przez radio obu kierowcom, że mają w aktualnej kolejności dojechać do mety. Polecono im oszczędzanie opon i jazdę bez zbędnego ryzyka. Tzw. team orders są w F1 dozwolone od dwóch lat. Webber faktycznie jechał spokojnie, ale Vettel niespodziewanie zaatakował go, wyprzedził i pomknął do mety.

"Gratulacje, Seb. Widać, że strasznie tego chciałeś. Musisz jednak wyjaśnić nam kilka spraw" - usłyszał przez radio Vettel po przekroczeniu mety.

Webber po wyścigu był wściekły, według Autosport.com nie chciał iść na ceremonię wręczenia nagród, przekonał go dopiero szef Red Bulla Christian Horner, który mocno skrytykował mistrza świata, nazywając jego zachowanie "głupim i niedopuszczalnym".

- Dostałem polecenie, zastosowałem się, a Seb zrobił, co uważał. Jak zwykle ujdzie mu to jednak na sucho - mówił Webber.

To nie pierwsza wojna domowa w Red Bullu. Napięcia między kierowcami zaczęły się w 2010 r., gdy w Grand Prix Turcji Vettel, próbując wyprzedzić Webbera, zahaczył o jego bolid, samochody się rozbiły i obaj kierowcy skończyli wyścig.

Od tego czasu na torze i poza nim dochodziło do wielu incydentów. Często - zamiast pomagać - kierowcy sobie przeszkadzali. Webber kilka razy dawał przy tym do zrozumienia, że w konfliktowych sytuacjach zespół zawsze stoi po stronie Niemca.

Wieczorem w niedzielę Vettel pod presją zespołu przeprosił Webbera. Przyznał, że poczuł się jak "czarna owca".

- To za mało. Red Bull powinien ukarać Niemca, np. odsuwając go od kolejnego Grand Prix - powiedział w BBC John Watson, były kierowca McLarena, obecnie ekspert motoryzacyjny. - W każdym innym zespole takie nieposłuszeństwo zakończyłoby się surową karą lub rozwiązaniem kontraktu. Jeśli Vettela nie spotka kara, będzie to oznaczało całkowitą utratę autorytetu przez Christiana Hornera, który wydał polecenie, że Webber ma dojechać do mety pierwszy - dodał Irlandczyk z Ulsteru, trzeci w klasyfikacji kierowców w 1982 r.

Kibice F1 są podzieleni. Wielu uważa, że zachowanie Vettela było szczeniackie i aroganckie. Inni wskazują, że Niemiec zachował się jak rasowy kierowca wyścigowy. Nie zważając na nic, chciał być najszybszy, a o tym, że jest lepszym kierowcą niż Australijczyk, wiadomo od dawna.

Wyścigu nie ukończył Fernando Alonso, najgroźniejszy rywal Vettela. Siedem punktów różnicy między pierwszym a drugim miejscem za kilka miesięcy może mieć znaczenie. - Świetny kierowca musi być samolubem. Nie wygrasz mistrzostwa, ustępując przed innymi z drogi - stwierdził Gerhard Berger, były austriacki kierowca McLarena i Ferrari.

Red Bull wydał oświadczenie, że incydent z Malezji zostanie omówiony przez członków zespołu za zamkniętymi drzwiami. Eksperci są jednak zgodni, że sytuacja Hornera jest nie do pozazdroszczenia - wrogość między Vettelem a Webberem nigdy nie była tak silna. Jak sprawić, żeby nie tylko się tolerowali, ale też współpracowali? Niektórzy już przewidują, że będzie to koniec jednego z kierowców w zespole. Wskazują raczej na Australijczyka.

W Malezji tzw. team orders zastosował też zespół Mercedesa - Nico Rosberg dostał polecenie "nie wyprzedzania Hamiltona". - Nie czuję się z tym najlepiej, mam wrażenie, że Nico bardziej zasłużył, żeby dziś stanąć na podium - powiedział później Brytyjczyk.

Vettel po dwóch wyścigach prowadzi w klasyfikacji kierowców z 40 pkt, za nim z 31 pkt jest Kimi Räikkönen z Lotusa. Webber ma 26 pkt i jest trzeci. Kolejny wyścig 14 kwietnia w Szanghaju.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.