W niedzielę na starcie GP Belgii Romain Grosjean spowodował spektakularną kraksę. Lotus Francuza wzbił się w powietrze i ominął głowę Fernanda Alonsa o centymetry.
Lotus Grosjeana zepchnął Lewisa Hamiltona na trawę. Brytyjczyk stracił panowanie i uderzył w tył bolidu Francuza. Para wjechała z dużą prędkością w Sergia Pereza i Alonsa. Przy okazji zagarnięto też Kobayashiego i Maldonada. Maszyny Grosjeana, Hamiltona i Alonsa zostały wyrzucone w powietrze.
- Miałem szczęście. Wszystko w górnej strefie samochodu zostało zniszczone - mówił po wyścigu Alonso. - Nie rozumiałem tego, dopóki nie zobaczyłem telewizyjnych powtórek. Jak ten bolid tak szybko znalazł się na moim? - dziwił się kierowca Ferrari.
- Najpierw zobaczyłem Pastora. Musiał zaliczyć falstart, bo tuż po starcie był drugi albo trzeci. Ja też miałem dobry start. Zacząłem skręcać i poczułem, jakby wjechał we mnie pociąg. To było potężne, potężne uderzenie - tłumaczył.
Przez kilka sekund pozostałem w samochodzie, bo bolały mnie plecy. Potem jednak wyskoczyłem, bo coś się paliło i nie mogłem oddychać przez ten dym - opowiada Hiszpan.