Z Alonso na podium weszli byli kierowcy Ferrari - drugi na metę przyjechał Kimi Räikkönen z Lotusa, a trzeci - siedmiokrotny mistrz świata (w tym pięciokrotny z Ferrari) Michael Schumacher z Mercedesa.
Nikt chyba się nie spodziewał, że po serii, w której siedmiu różnych zwycięzców wygrywało siedem kolejnych wyścigów F1, tym, któremu w końcu uda się powtórzyć sukces, będzie właśnie Fernando Alonso. Głównie z tego powodu, że przed sezonem samochód, którym Hiszpan jeździł, spisywał się słabo, źle się prowadził, a czasy okrążeń odbiegały od najlepszych w stawce. W siedzibie zespołu w Maranello nie spodziewano się sukcesów. Teraz sytuacja jest taka, że po ośmiu z 20 wyścigów sezonu Alonso - dzięki 29. zwycięstwu w karierze - prowadzi w klasyfikacji kierowców, mając aż 20 pkt przewagi nad Australijczykiem z Red Bulla Markiem Webberem.
Na pewno Hiszpanowi pomogły kłopoty mechaniczne, które wyeliminowały z wyścigu obrońcę tytułu Sebastiana Vettela w Red Bullu, a także świetnego w niedzielę Romaina Grosjeana z Lotusa. Ten pierwszy - mistrz także z 2010 r. - prowadził od startu z pole position i zmierzał do trzeciego z rzędu zwycięstwa w portowym mieście. Ale nagle na 32. okrążeniu (wyścig miał 57 kółek) jego red bull stracił moc. Niemiec zaparkował w bezpiecznym miejscu i rzucił rękawicami w mur w geście bezsilnej wściekłości. W tym samym czasie w garażu konstruktor jego bolidu Adrian Newey rozczarowany schował głowę w dłoniach. Chwilę później w samochodzie Grosjeana wysiadł alternator.
Wszystkie te zdarzenia miały miejsce w decydującej drugiej fazie niezwykłego wyścigu. Jego niezwykłość polegała też na tym, że żaden z pierwszych dziewięciu kierowców na mecie w sobotę podczas kwalifikacji nie zajął jednego z czterech pierwszych miejsc.
- Było to chyba moje najlepsze zwycięstwo, jeśli chodzi o emocje - powiedział Alonso, gdy już nacieszył się triumfem z kibicami, uwolnił się z tłumu fotoreporterów i starł łzy, które napłynęły mu do oczu podczas słuchania hymnu. - Teraz, gdy trwają mistrzostwa Europy w piłce nożnej, w których Hiszpania tak dobrze daje sobie radę, widząc tych kibiców dziś na torze, czuję, że dobrze być Hiszpanem - zakończył zwycięzca.
Z toru wyleciał poprzedni lider klasyfikacji kierowców Lewis Hamilton z McLarena. Bronił swojego trzeciego miejsca przed atakami Wenezuelczyka Pastora Maldonado z Williamsa, gdy do końca zostały dwa okrążenia. Brytyjczyk w serii zakrętów nie zostawił miejsca dla bolidu rywala i doszło do kraksy. McLaren Hamiltona uderzył w mur ulicznego toru. Brytyjczykowi do tego stopnia nic się nie stało, że wysiadając z wściekłością, odrzucił kierownicę. Kiedy to robił, minął go Schumacher pędzący po pierwsze podium od czasu, gdy był gwiazdą w Ferrari, czyli od 2006 r., i oczywiście pierwsze od powrotu do ścigania się w Mercedesie w 2010 r. 43-letnia legenda wyścigów jest najstarszym zdobywcą miejsca na podium od 1970 r., gdy drugi w Brands Hatch w Wielkiej Brytanii był 44-letni wówczas Australijczyk Jack Brabham. - Kiedy minąłem linię mety, zapytałem moich ludzi w garażu, na którym miejscu jestem - mówił Schumacher. - Powiedzieli: trzeci. Nie mogłem uwierzyć. Straciłem rachubę. To wspaniałe uczucie wrócić w to miejsce po tak długim czasie.