Vettel psuje tradycję GP Korei. Wygrywa jak chce

Mistrz świata aż trzykrotnie w Korei ruszał z pierwszego miejsca i za każdym razem odjeżdżał konkurentom jak samochód rowerom. Kibice życzący Formule 1 większych emocji przypominali, że w Korei nikt nigdy nie wygrał startując z Pole Position. Po zwycięstwie Sebastiana Vettela to już nieprawda.

F1 to w drugiej części sezonu rywalizacja 21 kierowców co najwyżej o drugie miejsce. W innym wymiarze jest Vettel, trzykrotny mistrz świata. Jego Red Bull nie dość że jest bezawaryjny, to jeszcze po prostu najlepszy. Wyścig o GP Korei był czwartym zwycięstwem Niemca z rzędu, przewaga nad drugim w "generalce" Fernando Alonso wzrosła do blisko 80 punktów. Do zdobycia pozostało co prawda 125 (5 wyścigów), jest więc nadzieja na odrobienie strat. Tylko że w takiej formie bardziej prawdopodobne jest, że Vettel wygra wszystko do samego końca.

Pokazał to dobitnie właśnie na torze Yeongam. Dwukrotnie wyścig był wznawiany za samochodem bezpieczeństwa, za każdym razem lider mistrzostw odjeżdżał jak chciał.

Na starcie bałagani Massa

Już po dwóch minutach od startu Vettel zyskał 2 sekundy nad Romain Grosjeanem (Lotus), który wykorzystał błąd Lewisa Hamiltona z Mercedesa i przeskoczył na 2 miejsce. Podobnie Niemiec poczynał sobie z rywalami w Singapurze, kiedy to pojawiły się oskarżenia, że korzysta z tajemniczego i zapewne nielegalnego "wybuchowego wydechu". Mistrz świata szydził, że konkurencja nigdy nie pozna jego tajemnicy, ale nie wiadomo co miał na myśli. Może swój geniusz, który pozwala mu w jego ulubionych warunkach (pierwszy na starcie i w pierwszym zakręcie) budować przewagę perfekcyjną jazdą. Tak też było w Korei.

Za plecami Vettela działy się ciekawe rzeczy. Na pierwszym okrążeniu nabałaganił Felipe Massa. Kierowca Ferrari zahaczył o kolegę z zespołu Fernando Alonso, stanął w poprzek zakrętu a ciasno zgrupowana stawka za nim musiała korzystać z szerokiego pobocza by uniknąć kraksy. Drobne uszkodzenia nie ominęły Jensona Buttona z McLarena i Adriana Sutila z Force India, ale największe straty poniósł bohater kwalifikacji Esteban Gutierrez (Sauber), który wypadł poza pierwszą dziesiątkę.

Rosberg wyprzedza i iskrzy

Już po 8 okrążeniach zaczęły się zjazdy na planowe wymiany opon. Fantastyczną walkę o drugie miejsce przez kilka okrążeń toczył Mercedes Hamiltona z Lotusem Grosjeana. Francuz najwyraźniej dobrze czuje się w roli ulubionego kierowcy zespołu, z którego w 2014 r. do Ferrari odchodzi "niewdzięcznik" Kimi Raikkonen. Kilka manewrów obronnych Romaina było naprawdę przednich i agresywnych, a zwierzę atakujące - czyli Hamilton - z okrążenia na okrążenie był coraz bardziej sfrustrowany. Wszak miał rewanżować się Vettelowi za start w Singapurze, gdzie też przegrał na pierwszych kilometrach, a tu utknął za złoto-czarnym Lotusem. Po kilku kółkach Hamilton stracił resztkę ochoty i możliwości na wyprzedzenie Grosjeana. Szarż nie wytrzymały opony w Korei niszczące się w spektakularny sposób (resztki ogumienia zgromadzone na poboczach toru mogłyby posłużyć do konstrukcji nowego kompletu). Brytyjczyk na 29. okrążeniu stracił 4 (!) sekundy do prowadzącego Vettela. Dopadł go bardzo szybko kolega z Mercedesa Nico Rosberg. Dopadł i zaiskrzył urwanym przednim skrzydłem! Gigantyczny pech zespołu, który najpierw w garażu musiał obsłużyć Nico, potem Lewisa.

Klincz Hulkenberga i Alonso

Frustracja też nie była obcym odczuciem dla Alonso, który z każdym okrążeniem tracił nadzieję na odrobienie jakichkolwiek strat do Vettela w klasyfikacji generalnej. On z kolei nie mógł wyprzedzić świetnie jadącego na 5. pozycji Nico Hulkenberga (kolejna sensacja Saubera z kwalifikacji), za nim zaś do natarcia szykowali się Raikkonen i Mark Webber po karze startujący do wyścigu dopiero z 13. pozycji. Ten klincz czterech kierowców trwał przez kilkanaście okrążeń, jechali w odstępach mniejszych niż sekunda, ale manewrów wyprzedzania nie było. Układ rozbiły dopiero Mercedesy wracające na tor po swoich kłopotach. Raikkonen awansował na 3. miejsce, Hamilton był 4., dalej Hulkenberg, Alonso, Button i Rosberg.

Perez wybuchowy, Webber w płomieniach.

Kłopotów nie uniknął też Sergio Perez z McLarena, któremu na 31. okrążeniu GP Korei wybuchła przednia opona. Pech Meksykanina nie byłby aż tak istotny, gdyby nie to co działo się później. Pojawił się samochód bezpieczeństwa. Na 20 kółek przed metą cała przewaga Vettela stopniała i wyścig niejako rozpoczął się od nowa. Od nowa i z fajerwerkami. Po kontakcie z Sutilem zapalił się bolid Webbera. Czarny dym spowił tor, na który wyjechał tym razem Fire Car - samochód strażaka. Podobno bez zgody sędziów wyścigu. Ścigające się bolidy nagle zobaczyły przed sobą terenowe auto a nie mercedesa "safety car". Sytuacja dość kuriozalna, posypią się zapewne kary dla organizatorów GP. Nim Red Bull został ugaszony Raikkonen zdążył wyprzedzić Grosjeana, a Hulkenberg Hamiltona. Po ponownym restarcie na 41. okrążeniu Vettel trzeci raz tego dnia odjechał wszystkim bez trudu.

Wygrał czym niemal zaklepał sobie kolejny, czwarty już tytuł mistrza F1. Drugie miejsce w Korei zajął Raikkonen (awans z 9 na starcie) po walce z Grosjeanem. Sam szef Lotusa Eric Boullier namawiał Francuza pod koniec wyścigu do agresywniejszego zaatakowania odchodzącego do Ferrari Fina. Tak czy siak dwa Lotusy na podium! 4. miejsce, najlepsze w sezonie, dla sensacyjnie jadącego Hulkenberga, który nie dał się do końca Hamiltonowi, Alonso i Rosbergowi. Ósmy na mecie zawitał McLaren Buttona. W klasyfikacji generalnej prowadzi Vettel z dużą przewagą nad Alonso, Raikkonenem i Hamiltonem.

Za tydzień GP Japonii, potem Indii i Abu Zabi. Sezon F1 zakończy listopadowymi wyścigami w USA i Brazylii.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.